Jak ten drań mógł jej to zrobić? Przecież Amelka ma dopiero 10 lat i cały czas wierzyła w to, że to święty Mikołaj przynosi jej prezenty. Co roku przygotowywała listę wymarzonych przedmiotów, które chciałaby znaleźć pod choinką. A teraz? Teraz to już nic nie ma sensu... Od dwóch dni moje dziecko płacze, kiedy przypomni sobie o tym, że tak naprawdę to wszystko jedna wielka ściema.
Mąż zepsuł mojej córeczce święta
Święta Bożego Narodzenia są dla mnie bardzo ważne. Zawsze uważałam, że warto je celebrować, ponieważ to wyjątkowy, rodzinny czas. Dbałam o to, żeby w naszym domu panowała odpowiednia atmosfera. Skupiałam się zatem na tym, żeby każdy był zadowolony. Przygotowywałam pyszne potrawy, zawsze było ich dwanaście. Oczywiście nie zapominałam również o prezentach dla wszystkich. Zawsze były bardzo starannie dobrane. A teraz mój mąż zniszczył całą magię świąt, ponieważ powiedział mojej 10-letniej córce, że święty Mikołaj tak naprawdę nie istnieje! Jak on mógł to zrobić?
Przecież dzieci powinny wierzyć w świętego Mikołaja jak najdłużej! Ja zawsze przygotowywałam inscenizację. Razem piekłyśmy ciasteczka, zostawiałyśmy je na noc na stole, razem z mlekiem. Rano, gdy córeczka się budziła, talerzyk i szklanka były puste. Zostawały tylko okruszki, a pod choinką już czekały prezenty.
Po co on to zrobił? Dla zabawy?
Mąż doskonale wiedział o tym, że to wyjątkowy czas dla mnie oraz mojego dziecka. Dlatego nie rozumiem, dlaczego zepsuł nam te niezwykłe chwile. Jak on mógł to zrobić? Czy czerpie z tego jakąkolwiek przyjemność? Przecież to drań bez serca! Uznał, że Amelka ma już 10 lat i jest wystarczająco duża, a dzieci w szkole w końcu zaczną się z niej śmiać. Ja naprawdę nie rozumiem tego podejścia. Przecież to mała dziewczynka, której wciąż zabawki i lalki w głowie.
Nie wiem, jak mogę ukoić jej ból
Teraz Amelka płacze, kiedy przypomni sobie o tym, że wszyscy wokół ją oszukiwali. Powiedziała, że nie ma ochoty spędzać z nami świąt, nie chce prezentów, ani jedzenia. Odmawia spędzenia czasu w rodzinnym gronie! Wiem, że ma złamane serce, zupełnie jak ja. A mój mąż nic sobie z tego nie robi. Uznał, że nasza córka sama sobie z tym poradzi i powinniśmy ignorować jej głupie zachowanie, a wtedy zrozumie, że tak naprawdę nic się nie stało.
Teraz twierdzi, że jedynie wyolbrzymiam problem i tak naprawdę robię go z niczego. Czy rzeczywiście tak jest? A może powinnam spróbować jeszcze inaczej podejść do Amelki?