"Nasze ostatnie wspólne zdjęcie... Tylko to mi po nim zostało"

"Nasze ostatnie wspólne zdjęcie... Tylko to mi po nim zostało"

"Nasze ostatnie wspólne zdjęcie... Tylko to mi po nim zostało"

CANVA

Dzisiejsza historia rozrywa serce. Nie tylko z powodu bardzo smutnej historii, która opowiada. List czytelniczki skłania do chwili refleksji. Do zatrzymania się w biegu i doceniania wspólnych chwil. Nigdy nie wiemy ile jeszcze ich będzie nam dane...

Reklama

Pani Monika skrywa w sobie bardzo dużo bólu. Jej list pokazuje, jak bardzo trudno pogodzić się z odejściem ukochanego:

Z jednej strony trudno mi wracać do tej historii, z drugiej nie umiem o tym nie myśleć. Dokładnie rok temu zostałam wdową. Niby czas leczy rany, ale ja czuję, że z Marcinem umarła część mnie. 365 dni rozpaczy, 365 dni samotności... Każdego dnia myślę o tym, jak by było gdyby nadal żył. Zastanawiam się gdzie wyjechalibyśmy na wakacje, kto robiłby zakupy i kiedy w końcu zdecydowalibyśmy się na ten wymarzony dom. Po co? Przecież tego już nigdy nie będzie!

- ze smutkiem zauważa czytelniczka.

Oklepane "czas leczy rany" jest marnym pocieszeniem dla osoby, która każdego dnia rozdrapuje ból. Codziennej tęsknoty nie da się tak po prostu zdusić. Wspomnienia, choć bolesne, pozwalają przetrwać trudny czas:

Psycholog mówi, że po roku powinno być lepiej. Mam nie kryć swojego bólu - to ważny element przeżycia żałoby. Tylko, że ja od roku nie robię nic innego. Nawet przyjaciele przestali tak często dzwonić, chyba znudził im się temat mojego smutku. Mam wrażenie, że ja w ogóle się z nim nie pożegnałam. Wracam do domu i funkcjonuje jakby był obok

- z tych słów bije ogromna samotność.

pole słoneczników CANVA

Kwestia przejścia żałoby jest bardzo indywidualna. Z czasem ból na pewno się zmniejsza, ale nie znika. Przykre, że przyjaciele nie potrafią stanąć na wysokości zadania. Zostawiać kogoś w takiej sytuacji samego... Brak słów.

Żyjmy tak, jakby jutra miało nie być

Czytelniczka chciała nam wszystkim coś przekazać:

Celebrujcie każdą chwilę! Nigdy nie wiecie ile ich będzie Wam dane!
Dokładnie pamiętam 7 sierpnia 2022 roku. Wracaliśmy z wesela i zatrzymaliśmy się na polu słoneczników. Było późne popołudnie. Złota godzina. Słońce mieniło się, a my zrobiliśmy mini sesje wśród kwiatów. Słoneczniki to nasz amulet. Towarzyszyły nam w najważniejszych momentach. Na pierwszej randce dostałam właśnie taki bukiet! Do ślubu też szłam z pięknym słonecznikiem w ręku. Gdybym wiedziała rok temu, że to nasze ostatnie zdjęcie bardziej cieszyłabym się chwilą. Poganiałam go, bo rano mieliśmy iść do pracy. A Marcin był taki oczarowany chwilą. Chciał nawet pobaraszkować na tym polu, ale ja nie odpuszczałam. Szybko wróciliśmy do domu i poszliśmy spać. Następnego dnia rano mąż zginął w tragicznym wypadku. Mi zostało to nasze ostatnie zdjęcie na polu słoneczników... i żal, że nie wycisnęłam z ostatniego wspólnego dnia ile się da...

- z żalem kończy swoją rozpaczliwą historię.

Reklama
Reklama