7-letnia Madison Gulliver cztery lata temu razem z rodzicami i bratem poleciała na wakacje do Egiptu. Nic nie zapowiadało tragedii, która miała ich spotkać. Pewnego dnia w hotelu, w którym przebywali, pojawiła się osoba, która wykonywała tatuaże z henny. 7-latka ubłagała rodziców, żeby taki mogła sobie zrobić. Gdy wrócili z urlopu do Wielkiej Brytanii, miejsce z henną zaczęło źle wyglądać.
Tragiczna pamiątka z wakacji...
Madison zaczęła narzekać na to, że ręka ją boli i swędzi zarazem. Ojciec zmył tatuaż, ale to i tak nie pomagało. Rodzice zauważyli, że na śladzie po tatuażu pojawiają się pęcherze! Długo nie czekali i zawieźli córkę do szpitala. Okazało się, że musiała zostać na oddziale oparzeń. Jej skóra była dosłownie spalona!
Jak do tego doszło?
Okazuje się, że odpowiedzialny za to był barwnik utrwalający, który znajduje się w niektórych hennach, a dokładnie PPD, czyli p-Fenylenodiamina, która jest silnym alerganem i w niektórych przypadkach może doprowadzić do bardzo mocnych podrażnień, ropnych zmian, a nawet do wstrząsu anafilaktycznego, a jak wiemy, ten może doprowadzić nawet do śmierci!
Usunięcie poparzonej skóry
W przypadku 7-latki poparzenia były tak silne, że niezbędna była operacja i pozbycie się poparzonej skóry. Jej stan był na tyle poważny, że nie pomagały żadne leki i maści.
Czy tej tragedii można było uniknąć?
Rodzice są pewni, że za tą tragedią stoi hotel, który nie sprawdził, z jakich kosmetyków korzysta osoba, która wykonuje tatuaże z henny. Wysłali w tej sprawie do hotelu maila, ale w odpowiedzi dostali wiadomość, że to nie oni są winni, a... delikatna skóra dziewczynki.
Blizny na całe życie
Najsmutniejsze w tej historii jest niestety to, że mimo natychmiastowej reakcji rodziców i skutecznej pomocy lekarskiej, na jej ciele pozostaną już na zawsze blizny.
Rodzice Madison dzielą się swoją historią, aby przestrzec innych, którzy nie zdają sobie sprawy z tego, jak niebezpieczna może być korzystanie z henny, szczególnie tej w odcieniu czarnym.
źródło: youtube.com/watch?v=_m5c2l3R67I