• Gość odsłony: 3942

    Dobry przełożony

    Stało się, mam 2 asystentki #/ . Jedna przyszła w lipcu, druga zaczyna od tego poniedziałku.
    Obie zielone, do nauczenia wszystkiego od zera.

    I niestety-popełniłam przez ten jeden miesiąc już sporo błędów.
    Byłam na urlopie przez tydzień i nie było dnia, żeby nie zadzwoniła. I to w sprawach, które podałam jej na tacy w piątek tłumacząc wszystko :'(

    Ze względu na to, że mam w tej chwili nerwy w bardzo dostępnym miejscu to szybko potrafiła doprowadzić mnie do furii...

    Ale do rzeczy...
    Wydaje mi się, że moim błędem było zbytnie spoufalenie. Od razu wspólne obiady, ploteczki. Kilka razy zdarzyło się, że się spóźniła do pracy a ja machnęłam na to ręką, no bo przecież każdemu się zdarza (ja jestem mega spóźnialska więc póki nie wymagam od siebie nie wymagam od innych).

    Może ze swojego doświadczenia będziecie umiały podpowiedzieć mi jak traktować nową osobę-czy bardziej z dystansem, surowo i pełną kontrolą a dopiero potem można dać działać na własną rękę czy z góry lepiej partnersko?

    Odpowiedzi (34)
    Ostatnia odpowiedź: 2010-03-06, 19:08:06
    Kategoria: Pozostałe
Odpowiedz na pytanie
Zamknij Dodaj odpowiedź
Gość 2010-03-06 o godz. 19:08
0

A mnie wkurza jak ktoś mówi, że szef ma pracować-szef nie musi pracować, wystarczy, że szef myśli co zrobić zeby było dobrze a od pracy może mieć pracowników... Myślenie i koordynowanie jest często dużo bardziej męczące niż praca fizyczna-ale... "wszędzie dobrze gdzie nas nie ma"

Odpowiedz
Gość 2010-03-05 o godz. 18:11
0

no dla mnie norma, zanim bylam na tym stanowisku, na którym jestem teraz zapieprzalam identycznie jak moi podwładni (nie lubie tego slowa), nie widzę powodów żeby nie pracować równie ciężko jak oni (co prawda inny kaliber odpowiedzialnści, ale ...), a jak mam luzy-rajtuzy żeby im pomóc, zwłaszcza kiedy widzę że 8 h to mało. chyba dzięki temu skutecznie unikam sodówy :)

Odpowiedz
Gość 2010-03-05 o godz. 18:04
0

norma?
:)
wg mnie normą jest nic nie robienie, a raczej obijanie się w pracy - w końcu "na stanowisku"
ma się ludzi aby za ciebie pracowali :P

Odpowiedz
Gość 2010-03-05 o godz. 16:52
0

dobbi napisał(a):kurcze, dla mnie to...norma raczej
no u mnie na szczeście też jest tak, że siedzą z nami
czasem nawet żarcie kupią, jak sie przedłuża

Odpowiedz
Gość 2010-03-05 o godz. 16:49
0

satti napisał(a):to czym szefowa mnie ujęła:
- pracowała tak samo ciężko jak cały zespół
- kiedy był "deadline" i siedziałam zawalona robotą (i to maksymalnie i nie z mojej winy) potrafiła powiedzieć, że mi pomoże, tylko muszę jej wyjaśnić co ma robić i zadecydować który kawałek pracy jej podrzucam; - fakt, ze szef docenia twoja potwornie ciężką pracę uskrzydla
kurcze, dla mnie to...norma raczej

Odpowiedz
Reklama
Gość 2010-03-05 o godz. 16:44
0

mam nadzieję, że szczera rozmowa pomoże;
Ja osobiście miałam kilku szefów - i najlepiej wspominam ostatnią szefowa - absolutnie nieformalne stosunki, ogromne zaufanie, absolutny brak dystansu - takie zachowanie zaowocowało powstaniem rewelacyjnego zespołu - z którego niestety musiałam odejść 3 miesiące temu i za którym wciąż tęsknię. Jest jednak kilka niuansów:

- nie był to mój pierwszy szef - miałam wcześniej kilku, dlatego potrafiłam docenić stosunki i styl pracy jaki mi został zaofiarowany; myślę, ze gdybym miała taką szefową zaraz po studiach to pewnie głupio bym "przeginała"

- szefowa była asertywna - jak chciała mi zwrócić uwagę to zwracała; nie bała się, że to źle wpłynie na nasze stosunki

- ja mimo wszystko traktowałam ja jak szefową - więc kiedy dostawałam e-maila, że nie należy się spóźniać to.... zaciskałam zęby i przez 3 miesiące przychodziłam punktualnie :P (i tu uwaga - e-mail był, kiedy spóźnienia dochodziły do 30 min i więcej :D ale ja siedziałam dzień, w dzień do 20-21.00 w pracy więc normę i tak wyrabiałam) zresztą nie tylko ja w zespole miałam problem z późnym przychodzeniem do pracy :D

i to czym szefowa mnie ujęła:
- pracowała tak samo ciężko jak cały zespół
- kiedy był "deadline" i siedziałam zawalona robotą (i to maksymalnie i nie z mojej winy) potrafiła powiedzieć, że mi pomoże, tylko muszę jej wyjaśnić co ma robić i zadecydować który kawałek pracy jej podrzucam; - fakt, ze szef docenia twoja potwornie ciężką pracę uskrzydla

z punktu widzenia przełożonego:
- miałam raz asystenta , krótko bo chyba ze 2-3 miesiące, wiedziałam, że mi go zabiorą i wiedziałam, że chce odejść z tej firmy - więc wrzuciłam na luz. Chłopak mógł przychodzić i wychodzić o której chciał a robotę mu podrzucałam, kiedy byłam już faktycznie zawalona. Miał jak w raju.... I ciągle się pytał w czym mi pomóc, przychodził punktualnie....itp. Więc dużo zależy od charakteru. Jemu na pracy zależało więc się starał mimo, że nie wymagałam prawie niczego.

- miałam też pod sobą kolegę (tez pierwsza praca), którego wprowadzałam na moje stanowisko; przez pierwszy miesiąc byłam za niego odpowiedzialna; stosunki były absolutnie nieformalne - ale ja jestem asertywna; coś robił źle - zwracałam uwagę; ciągle go punktowałam, że nie robi notatek, i strasznie marudziłam, że ich nie zrobił, kiedy powtarzałam coś drugi raz; był biedny bo jak raz wytłumaczyłam - musiał sobie radzić, mimo, że siedziałam obok. I byłam do bólu asertywna.... ale jeśli przychodził do niego ktokolwiek z awantura - broniłam jak lwica. Więc miał przekaz jasny - ja go wspieram, ale nie jestem mamusią. Ma się szybko nauczyć. Po miesiącu wypuściłam go spod skrzydeł. Choć zawsze mógł przyjść po radę, czy z jakimś pytaniem. Na pytania odpowiadałam zawsze - nigdy nic nie robiłam za niego. On oczywiście próbował na ile może sobie pozwolić, ale miał pecha - asertywność 10/10 u koleżanki :) Bardzo dobre, nieformalne stosunki pozostały do dzisiaj.

Z osobistych doświadczeń polecałabym stosunki bez dystansu, dobre (niekoniecznie przyjacielskie - przecież nie trzeba wszystkich lubić) - i dużo asertywności. Tylko mi łatwo pisać - bo z asertywnością nie mam dużych problemów ;)

Odpowiedz
Gość 2010-03-05 o godz. 15:46
0

Blutka napisał(a):gonick napisał(a):potrafił o 16:40 wstać i powiedzieć, ze idzie, bo juz wszystko zrobił.
Yyyy... a to źle? 16.40 to chyba normalna godzina na skończenie pracy? Nie znam szczegółów, więc pytam. ;)
kończyć pracę o 16:40...marzenie :prayer:

Odpowiedz
Gość 2010-03-05 o godz. 12:35
0

Lobo napisał(a):skwara, moze uscislijmy dwie sprawy - jestes przelozona tych dziewczynek czy li tylko "mentorem" ktory wprowadzic je ma w styl pracy/zasady panujace w firmie?
Jestem ich przełożoną.
Dziś odbyłyśmy rozmowę. Ustaliłam godziny pracy, godziny wyjść. Powiedziałam, że narazie będą przeze mnie traktowane jako podwładne, nie jako partnerki, ale to zależy od nich jak będzie w przyszłości. Bo chyba relacja szef-pracownik nie wyklucza partnerskiego podejścia jeśli nadal zachowuje się szacunek. Tylko partnerstwo daje trochę więcej samodzielności. Ale zaznaczyłam, ze taraz odpowiadam za nie ja ale w pewnym momencie zostaną same więc i odpowiedzialności już przez moją szefową muszą się nauczyć.

1 asystentka się poprawiła. Dziś chodzi jak w zegarku i robi wszystko co tylko potrzeba.
2 asystentka wydaje mi się "szybciej łapiąca". Dziś zrobiłam im długi, bo dwugodzinny wykład i zauważyłam już duch rywalizacji między nimi ;)

Odpowiedz
Gość 2010-03-05 o godz. 11:56
0

gonick napisał(a):Blutka napisał(a):gonick napisał(a):potrafił o 16:40 wstać i powiedzieć, ze idzie, bo juz wszystko zrobił.
Yyyy... a to źle? 16.40 to chyba normalna godzina na skończenie pracy? Nie znam szczegółów, więc pytam. ;)
Pracujemy teoretycznie 9-17
a asytent pojawił sie w czasie, gdy pracowałam do 20 ;/
wychodził, choć wiedział, ze bede kiblować duzo dłuzej niż 17
No tak, to zmienia postać rzeczy. 8)

Odpowiedz
Gość 2010-03-05 o godz. 11:52
0

Blutka napisał(a):gonick napisał(a):potrafił o 16:40 wstać i powiedzieć, ze idzie, bo juz wszystko zrobił.
Yyyy... a to źle? 16.40 to chyba normalna godzina na skończenie pracy? Nie znam szczegółów, więc pytam. ;)
Pracujemy teoretycznie 9-17
a asytent pojawił sie w czasie, gdy pracowałam do 20 ;/

wychodził, choć wiedział, ze bede kiblować duzo dłuzej niż 17

Odpowiedz
Reklama
Gość 2010-03-05 o godz. 11:49
0

Blutka napisał(a):gonick napisał(a):potrafił o 16:40 wstać i powiedzieć, ze idzie, bo juz wszystko zrobił.
Yyyy... a to źle? 16.40 to chyba normalna godzina na skończenie pracy? Nie znam szczegółów, więc pytam. ;)
Jeśli się pracuje do 17, to chyba niezbyt dobrze ;)

Odpowiedz
Gość 2010-03-05 o godz. 11:33
0

skwara, moze uscislijmy dwie sprawy - jestes przelozona tych dziewczynek czy li tylko "mentorem" ktory wprowadzic je ma w styl pracy/zasady panujace w firmie?

Odpowiedz
Gość 2010-03-05 o godz. 11:33
0

Moge sie wypowiedziec z dwóch punktów widzenia...
Mój szef -prezes jest taki jak szef darksmile, z tym ze nie chodze z nim na obiady, ale plotkarz z niego to gorzej niz kobieta. Wkurza mnie to troche bo gdy mu sie nudzi to przychodzi do mnie a ja akurat zawalona robotą jestem... ale dzieki temu wiem co o mnie mysli...bo raz mu sie "wymsknęło" .
Co do mnie to nie wiem... nie raz usłyszałm od mojego szefa ze mam nauczyć sie kierowac ludzimi a nie robic wszystkiego za nich.. Pisałam o tym kiedys... Miałam ciężka rozmowe z osobą która myslala ze jest najwazniejsza i bez niej nie byloby firmy...Troche pogadałysmy i zaproponowałam wspolprace, ja jej nie rozkazuje, a ona sama wie co ma robic i informuje mnie o tym co zrobila, co robi, itp... a ja jej kontrolowac nie musze. Druga osoba (pracuje od 4 m-cy) widze ze boi sie mnie, choc nie weim czemu, bo nic jej nie zrobilam, pare razy zwolnilam wczesniej, gdy potrzebowała, ale gdy mowie jej co zrobila źle i ma poprawic to widze strach w jej oczach :( Kolejna osoba pracuje dłużej ode mnie w tej firmie i nie raz słuchałam jej zali jaka to ona pokrzywdzona przez los... Osobiście nic do niej nie mam, jest dobra w tym co robi, a ze czaem o czyms zapomni... no cóz zdarza sie. Najspokojniejszy jest chłopak (rodzynek w moim dziele) siedzi cicho i pracuje jak mrowka, wszystko trzeba od niego wyciągać na siłe... ale przynajmniej sie nie obija, z tym ze błędy wychodza podczas jego 3 tyg. urlopu, gdy mialam dostep do szafy w której chomikuje papiery :(

Odpowiedz
Gość 2010-03-05 o godz. 11:11
0

gonick napisał(a):potrafił o 16:40 wstać i powiedzieć, ze idzie, bo juz wszystko zrobił.
Yyyy... a to źle? 16.40 to chyba normalna godzina na skończenie pracy? Nie znam szczegółów, więc pytam. ;)

Odpowiedz
Gość 2010-03-05 o godz. 11:09
0

Kiedy nie wyrabiałam w robocie przydzielili mi asystenta.
Tez miałam przejscia na początku bo potrafił o 16:40 wstać i powiedzieć, ze idzie, bo juz wszystko zrobił.
Albo na moje prsby, zeby cośtam odpowiadał "zajęty jestem"

Więc była rozmowa, że póki co to ja wiem, czy on wszytko zrobił i co jest ważniejsze.

Tylko że to specyficzna robota jest i bez przyjaźni czy bliskich relacji się nie da.
Ale na poczatku jakieś zasady muszą byc: dałam mu czas, przez który bezwzglęndie ja rządzę i ustalam priorytety.
Potem dostaje swoje sprawy i jest po równo.

Sprawdził się w 100% - jako podwładny, potem jako współpracownik a teraz także jako przyjaciel rodziny ;)

Odpowiedz
Gość 2010-03-05 o godz. 10:03
0

Niestety mam kłopot z narzucaniem zbyt dużego dystansu, potem się staram nieco łagodzić stosunki z podwładnymi, z różnym skutkiem.
Nawet szef najwyższy też się cieszy gdy uśmiechnę się niekiedy mniej służbowo.

Przegięcie w każdą stronę jest kompletną bzdurą, ale jak to zrobić żeby trafić w ten złoty środek? Pojęcia nie mam. Zazdroszczę takim wybrańcom.

Odpowiedz
darksmile 2010-03-05 o godz. 05:53
0

Mam obecnie najlepszego szefa pod słońcem - naprawdę :) Bardzo lubię gościa, ponieważ ma świetne zdolnosci interpersonalne. Trzymamy dystans, dlatego że ja tak chcę, bo mi się wygodniej w ten sposób pracuje. Mówi mi po imieniu, ja do niego per pan. O prywatnych sprawach rozmawiamy, ale bez przesady. Znamy swoje rodziny. Czasami wychodzimy na wspólny obiad czy lunch, nie częściej jednak niż 1-2 razy w miesiącu. Jak czuję się źle to to widać i sam szef najczęściej mówi żebym poszła już do domu. Jak mam się spóźnić zawsze dzwonię i informuję dlaczego i kiedy będę. Obydwoje wiemy że możemy na siebie liczyć. Czasami poplotkujemy (tak, tak, faceci to więksi plotkarze iż kobiety :D ), ale wszystko ma zawsze swoje granice.

I tak mi się wydaje, że dobry szef nie może być kompletnie zimny i trzymać się na dystans, ani być kolegą. Jak zwykle trzeba wybrać złoty środek. Przecież każdemu zdarzają się gorsze dni lub samopoczucie. Każdemu też może uciec autobus albo niezadzwonić budzik. Zresztą najpierw chyba trzeba wyczuć osobę i trochę ją poznać, żeby później ułożyć sobie z nią jakiekolwiek relacje. Ale wszystko, absolutnie wszystko musi mieć gdzieś swoje granice i właśnie te granice należy sobie jasno ustalić, a twoja dziewczyna Skrawku, chyba nie wie gdzie ta granica leży, albo próbuje ją przesunąć i "ułatwić" sobie pracę. Zważ też że jak przyjdzie nowa osoba, to ta która już pracuje będzie na pewno próbowała ją sobie ustawić, a wtedy to już może być niefajne i dla ciebie i dla nowej...

Odpowiedz
Gość 2010-03-05 o godz. 05:26
0

Wywaliłabym pindę, sorry.

Odpowiedz
Gość 2010-03-05 o godz. 04:13
0

Skrawku, no niestety, będziesz musiała utrzymac dystans. Mówię z własnego doświadczenia, ale od strony podwładnej / asystentki.
I choć mnie by nigdy do głowy nie przyszło, powiedziec szefowej " ty zadzwoń bo i tak nie zapamiętałam" :O to uwazam, że spoufalanie się w relacjach szef-podwładny, niczego dobrego nie przynosi. Bo to do Ciebie w pewnym momencie będzie należala ocena pracy asystentek, do Ciebie będzie należała decyzja o przyznaniu ewentualnej premii, a tu nie ma miejsca na senstymenty.
Tej asystentce o której piszesz, podziękowałabym za wspólpracę. Trudno. Takie zachowanie nie może być jedynie wynikiem poczatkowych luźnych relacji w kontaktach, bo żadna, naparwdę żadna ze znanych mi dziewczym, pracujących na tym stanowisku by sobie nigdy na takie teksty do przełożonego nie pozwoliła. A znam wiele asystentek, przez 3 lata pracy w Warszawie byłam asystentka najpierw dyrektora, a jeszcze całkiem niedawno prezesa zarządu. Szczerze mówiąc, to uważam, że nawet mówienie do szefa/ szefowej po imieniu jest nie najszczęśliwszym pomysłem. Uważam, że niepotrzebnie zmniejsza to dystans. Szefowi łatwiej opierniczyć podwładnego, podwładny sie "rozluźnia" i koniec konócw na taki opiernicz zasługuje.

Odpowiedz
Leteecia 2010-03-05 o godz. 03:44
0

SkrawekNieba napisał(a):Leteecia napisał(a):"Ty lepiej zadzwoń" odpowiedziałabym po prostu: "Ty lepiej zapisz, bo może się zdarzyć, że w moim stanie nie będzie mi się chciało dzwonić" :P i liczyłabym, że ironia zostanie zrozumiana ;)
wiesz co takie teksty działają na mnie jak płachta na byka, niestety nie jestem tak opanowana, żeby się wykazać zdolnością do ironizowania tylko najchętniej wsiadam i "jadę"
Na mnie też tal działają ;) Licze do 10 w myślach i staram się opanować. Kiedyś mi się nie udawało, ale opłakane efekty zrobiły swoje i teraz zaciskam zęby ;)

Przypomniało mi się, że kiedy ostatnio szkoliłam osobę, która ma mnie zastępować podczas nieobecności uczulałam ją do znudzenia, że jak jestem na urlopie to nie ma często do mnie dostępu (nie ze złośliwości, ale bo akurat jadę na rowerze, jestem w jakiejś dziczy poza zasigiem itp.) i będzie musiała sobie poradzić zupełnie sama. Osobiście zrobiłam jej zeszyt z notatkami co jest priorytetowe w moich obowiązkach, a przed urlopem kilka razy (za radą mojej szefowej ;)) zostawiłam ją "znienacka" samą ;) Te parę dni dało jej do myślenia i po nich niemalże zalewała mnie pytaniami. POdczas urlopu zadzwoniła kilka razy, ale raczej pytała o rzeczy, których nie zdążyłam przekazać ;)

Powodzenia :)

Odpowiedz
Gość 2010-03-04 o godz. 07:13
0

Ja z moją szefową mam bardzo kolezeńskie bardziej na zasadzie partnerstwa niż przełożony-pracownik.

Ale nigdy nie przyszło mi do głowy powiedzieć , ze mam dziś kaca, albo, żeby ona zadzwoniła, bo ja zapomnę :O Po prostu znam swoje miejsce i tyle.

Z kolei miałam pod sobą dwie stażystki w różnym czasie. Pierwsza dosłownie weszła na głowe zarówno mi jak i mojej szefowej. Zbyt łagodnie ją traktowałyśmy od samego początku i laseczka to wykorzystywała ile się da. Dochodziło do tego że zamaist na 8 przychodziła n 10, a bo autobus, a bo cos tam... była nieprzytomna, nic jej sie nei chciało, siedziala tylko na naszej-klasie, fotosiku i gg. Na nasze uwagi siedziala naburmuszona caly dzien i miala focha... po 3 miesiacach staż jej sie skonczył. #/

Z drugą od poczatku przyjełam inną taktykę. Określiłam zasady, byłam bardzo surowa i z dystansem. Głównie wydawałam polecenia. I doszło do tego że laska była tak zestresowana, że chciała ze staży zrezygnować... :O Po jakimś miesiącu, jak zobaczyłam, ze dziewczyna jest pracowita i w porządku, zaczełąm luzować i w sumie bardzo dobrze nam się wpółpracowało. Była u nas 8 miesiecy, w trakcie stażu zaprzyjaźniłyśmy się i choc teraz ona pracuje już w innej firmie nadal mamy kontakt i często spotykamy się na kawie.

Wydaje mi się więc, że tak naprawdę zależy na jaką osobę się trafi. To zależy od jej charakteru. Jedna osoba będzie doceniać miła atmosferę, traktowanie na równi itp i będzie jeszcze bardziej wydajnym prcownikiem, druga osoba to wykorzysta na maxa, będzie przeginać i wchodzić na głowę.

Skrawku, a twojej asystentce podziękowałabym za współpracę. Co jak co ale jej zachowanie nei rokuje dobrze :-/

Odpowiedz
Gość 2010-03-04 o godz. 06:36
0

Nauczona doświadczeniem w ostatniej pracy powiem: nigdy więcej ploteczek, kaweczek i innych dupereli ani z szefową (po pózniej przy rozstaniu człek ma sentymenty , zamiast walczyc jak lew o swoje).Tym bardziej z podwładnymi , bo pózniej zapominaja ktoś zacz i z przełożonej robi się koleżanko - psiapsióła .Potem każde zwrócenie uwagi czy polecenie i gotowa obraza majestatu.Przejechałam się na takowych relacjach.

Odpowiedz
Gość 2010-03-03 o godz. 19:24
0

Zatrudniając moją koleżankę sprawę postawiłam jasno-w każdej sytuacji związanej z pracą jestem szefową i jak trzeba to ochrzanię a jak uwazam za stosowne to pochwlę.
I mówię to samo wszystkim pracownikom od razu-możemy się lubić, gadac ze soba, spotykać się ale zasady są zasadami a ja po to jestem szefową aby zasad pilnować.

Odpowiedz
Gość 2010-03-03 o godz. 19:19
0

Leteecia napisał(a):"Ty lepiej zadzwoń" odpowiedziałabym po prostu: "Ty lepiej zapisz, bo może się zdarzyć, że w moim stanie nie będzie mi się chciało dzwonić" :P i liczyłabym, że ironia zostanie zrozumiana ;)
wiesz co takie teksty działają na mnie jak płachta na byka, niestety nie jestem tak opanowana, żeby się wykazać zdolnością do ironizowania tylko najchętniej wsiadam i "jadę"

Odpowiedz
Leteecia 2010-03-03 o godz. 19:08
0

dobbi napisał(a):kassandra napisał(a):ciężko jest takie relacje oddzielić
cieżko, ale da się. problem pojawia się kiedy druga strona - podwładny nie może tego rozróżnić i wtedy moze być kwas
Oj tak, właśnie tego doświadczam A w zasadzie doświadczmy z kumpelami. Nieco "współszefujemy" i niestety popełniłyśmy ten sam błąd - chciałyśmy żeby było miło i fajnie (i istotnie tak jest), ale... no właśnie - dopóki trzeba robić coś co ludziska lubią - jest w porządku, ale jak trzeba wyegzekwować coś co ma być zrobione, a niekoniecznie jest fascynujące - to jest totalna masakra ;/ i niestety ostatnio padło kilka przykrych słów - bo właśnie zaczęły się spóźnienia, UŻtki w momencie najmniej odpowiednim i tym podobne historie... Sprawa została postawiona jasno - będzie odpowiedzialność - będzie miło, a jak nie będzie odpowiedzialności i zaangażowania - to niestety miło być przestanie. Zobaczymy - bo rozmowa była wczoraj ;)

Jednocześnie sama jestem podwładną - z szefową i plotkujemy, i gadamy o sprawach osobistych, ale na szczęście szefowa ma umiejętność egzekwowania obowiązków w uprzejmy sposób :) Odpowiada mi taki układ - staram się "odwdzięczyć: nie spóźniać (a jak już się spóźnię to zawsze zostaję dłużej), planować urlopy, w miarę możliwości przejmować część obowiązków podczas jej nieobecności itp.

PS. Myślę, że największy problem jest właśnie z ludźmi "zielonymi", niedoświadczonymi i im trzeba początkowo bardziej "przyciągnąć pasa".


SkrawekNieba napisał(a):
Generalnie najbardziej mnie zdziwiło jak kiedyś w piątek usłyszałam "już mi się dziś nie chce, nic juz nie zamierzam robić" a kiedy indziej kiedy zaczęłam jej coś tłumaczyć: "wiesz co, ty zadwoń, bo ja i tak nie zapamiętałam"-wbiło mnie w ziemię wtedy.
Poza tym wysłuchalam już kilka razy jak to wczoraj była fajna popijawa i dziś ma mega kaca a w czwartek zwolniła się do domu z powodu @. Niby wiem jaki to ból i dyskomfort jak się chce z rozpaczy wbijać zęby w ścianę, ale jakoś mnie to trochę wkurzyło. ;/
O ile bolesną @ jeszcze jestem w stanie zrozumieć to na hasło "Ty lepiej zadzwoń" odpowiedziałabym po prostu: "Ty lepiej zapisz, bo może się zdarzyć, że w moim stanie nie będzie mi się chciało dzwonić" :P i liczyłabym, że ironia zostanie zrozumiana ;)

Odpowiedz
Gość 2010-03-03 o godz. 19:07
0

Dziewczyny, dzięki za wypowiedzi.

Niestety ta druga dziewczyna, która przyjdzie dopiero miesiąc po tej, która już pracuje, będzie miała na pewno gorzej. Bo już się nie natnę, tzn na "to" konkretnie, ale co mnie jeszcze czeka to Bóg raczy wiedzieć.

Generalnie najbardziej mnie zdziwiło jak kiedyś w piątek usłyszałam "już mi się dziś nie chce, nic juz nie zamierzam robić" a kiedy indziej kiedy zaczęłam jej coś tłumaczyć: "wiesz co, ty zadwoń, bo ja i tak nie zapamiętałam"-wbiło mnie w ziemię wtedy.
Poza tym wysłuchalam już kilka razy jak to wczoraj była fajna popijawa i dziś ma mega kaca a w czwartek zwolniła się do domu z powodu @. Niby wiem jaki to ból i dyskomfort jak się chce z rozpaczy wbijać zęby w ścianę, ale jakoś mnie to trochę wkurzyło. ;/

Odpowiedz
Gość 2010-03-03 o godz. 18:17
0

kassandra napisał(a):ciężko jest takie relacje oddzielić
cieżko, ale da się. problem pojawia się kiedy druga strona - podwładny nie może tego rozróżnić i wtedy moze być kwas

Odpowiedz
Gość 2010-03-03 o godz. 18:13
0

Najczęściej łatwiej jest się nie spoufalać. Ja w sumie mam głównie podwładnych, co jest jeszcze dodatkowym problemem, bo nie każdy facet lubi mieć kobietę ponad sobą.

Oddzielenie relacji - jak najbardziej, wtedy oczywiście podwładna może być koleżanką, ale... ciężko jest takie relacje oddzielić.

Odpowiedz
Gość 2010-03-03 o godz. 17:36
0

Prawie pod każdym słowem dobbi mogę się podpisać jedyne co u mnie jest odmienne to stosunek między moim szefem a mną tzn jest on człowiekiem bardzo otwartym i bardziej kumplem niż szefem (no na tym właśnie czasami traci firma)

SkrawkuNieba jedyne co mogę Ci doradzić to po prostu szczerą rozmowę z asystetkami. Ja zazwyczaj tak szczerze rozmawiam po tym jak ktoś ma wykonać jakieś zadanie na konkretny termin i oczywiście go nie wykona. Wówczas mówię, iż w czasie wolnym to jesteśmy dobrymi znajomymi a w pracy to niestety muszę wymagać gdyż tego wymaga ode mnie mój szef i zazwyczaj mądre osoby to rozumieją, te które nie chcą (i zazwyczaj do tej pracy się nie nadają) nie rozumieją :D

co do telefonów to ich po prostu nie odbieram i wtedy muszą sobie same dać radę ja też byłam na głęboką wodę w pracy rzucona i chyba wyszło mi to na dobre.
powodzenia Ci życzę

Odpowiedz
Gość 2010-03-03 o godz. 16:48
0

ja moge popatrzec na sprawę ze strony podwładnego i szefa, bo jestem jednym i drugim. dla mnie podstawową zasadą jest oddzielenie relacji koleżanka - szefowa.
jako koleżanka moge pogadać o pierdołach ale jako szef wymagam, staram się nikogo nie faworyzować, jestem otwarta na uwagi na swój temat ale też dziewczyny wiedzą że ja walę prosto z mostu jak coś jest nie tak.
dziewczyny wiedzą na ile sobie mogą pozwolić, jak sie mają spóźnić, to wiedzą że musza do mnie zadzwonić. jedna była która nagminnie się spóźniała -była poważna rozmowa i skończyło się.
w Twojej sytuacji jednak zdystansowałabym je żeby za dużo sobie nie pozwalaly i nie miały poczucia że mogą Ci na głowę wskoczyć.

mam też nad sobą szefa, z którym jestem totalnie na dystans, nie ma rozmów o glupotach, chodzę do nich załatwiac tylko służbowe rzeczy

a odnośnie dzwonienia na urlopie, to dziewczyny wiedzą kiedy moga do mnie zadzwonić

Odpowiedz
ontas 2010-03-03 o godz. 16:43
0

Ja też wypowiem się jako podwładna.
Moje stosunki z szefową są ok, bez plotek, obiadków i zbędnej zażyłości, jest sympatycznie możemy sobie pogadać, ale ja wiem że ona jest szefową i dobrych układów niewykorzystuję. Jeśli zdarza mi się spóźnić, a jestem tylko człowiekiem, zawsze się tłumaczę. Jest praca do zrobienia to robimy a jak jest chwila wolna to pogadamy.
Co do telefonów staramy się jako pracownicy niezbyt często dzwonić gdy szefowa jest na urlopie, inaczej jeśli pozwoli, ale to ona wyznacza reguły.

Odpowiedz
misienka 2010-03-03 o godz. 16:31
0

ja jestem na stażu teraz i mogę z pełnym przekonaniem powiedzieć, że dystans i tylko dystans. oczywiście w granicach rozsądku, bo wiadomo nowa praca dla tej dziewczyny to mniejszy lub większy stres, w zależności od jej charakteru.
w moim biurze jest teraz 6 osób: dyrektor, księgowa, kadrowa, sekretarka, która jest na przygotowaniu zawodowym i 2 stażystki ( ja i koleżanka ) na początku kadrowa z księgową dały sekretarce zbyt wiele swobody i teraz są tego efekty. ona nic nie robi, spóźnia się praktycznie każdego dnia. księgowa próbowała zwracać uwagę, ale ona nie bierze tego do siebie. ona jest tam od kwietnia, ja od połowy czerwca ( to moja 1 praca) i koleżanka od tygdnia. nie możemy się jej o nic zapytać, bo ona od razu umywa ręce itp. po kilkunastu razach postanowiłam się jej o nic nie pytać tylkood razu do księgowej lub kadrowej.
myślę też, że robienie notatek to dobra sprawa, bo jak sie spojrzy na coś sto :) razy to się utrwali. Moim zdaniem na początku powinnaś im wszystko pokazać, dobrym pomysłem będzie zrobienie tego w poniedziałek, bo nowa asystentka pozna wszystko, a dla tej, która jest od miesiąca wszystko sie przypomni i miejmy nadzieje utrwali :) ponadto na własnym przykładzie wiem, że kontrolowanie przez kilka dni tez co robią też jest mobilizujące.
życzę powodzenia :)
Ps. Skrawku, myślę, że dystans je zmobilizuje, będą uważniej pracowały i to zaprocentuje gdy pójdziesz na zwolnienie czy urlop macierzyński. będziesz na pewno o wiele spokojniejsza.

Odpowiedz
Gość 2010-03-03 o godz. 13:04
0

Na problem mogę spojrzeć tylko ze strony podwładnej.

I uważam, że zdrowsze relację na pewno będą bez zbytniej zażyłości z przełożonymi/podwałdnymi.
Ja sama z moja szefową nie plotkuję itp. jest miło, ale wiem jakie są zasady. Z własnego doświadczenia tez wiem, że gdyby mi popusciła, to pewnie starałabym się to wykorzystać, choćby właśnie do spóźniania się w pracy, a potem bym się dziwiła, że ma pretensje.
Wolę jasno okreslone reguły do których mam się stosować. A porozmawiać, można w przerwie na kawę.

Odpowiedz
Gość 2010-03-03 o godz. 12:11
0

Ja nie mam asystentek Ale miałam kilka niań i pań do sprzątania. I moim zdaniem trzeba od razu jasno postawić reguły. Czego nie dopowiesz na pierwszym spotkaniu, czy drugim, to później zostanie poczytane jako czepianie się, niezręczna sytuacja i w ogóle. Poza tym najlepsza relacja to dystans, nawet kosztem Twojego samopoczucia. Miła atmosfera, nie krępująca, ale jednak z lekkim dystansem, bez osobistych rozmów, zwierzeń, bez jakichkolwiek rozmów wychodzących poza obowiązki. Jak się raz na coś przymknie oko, to będzie się to powtarzać nagminnie.

Z pierwszą i drugą nianią się spoufalałam, dla swojego własnego samopoczucia, bo ja nie lubię takich relacji z ludźmi, że ja jestem nadrzędna :'( - okazało się, że nianie szybciutko to wykorzystywały i to o 100% bardziej, niż w ogóle ośmielałabym się na to pozwolić... Z obecną nianią od początku było sztywno, wydawałoby się, ale to wbrew pozorom o wiele lepsza relacja. Łatwiej mi jest ją o coś poprosić, czy wskazać jakiś błąd.

Skrawku, jeszcze nie jest za późno:) Możesz usiąść z dziewczynami i powiedzieć, że nie przekazałaś wszystkiego widocznie, więc jeszcze raz. Wytłumaczyć, kazać robić notatki, powiedzieć, że nie wiadomo, jak długo będziesz dostępna. I koniec z takimi plotkami, obiadkami itp. Takie jest moje zdanie.

Odpowiedz
Odpowiedz na pytanie