• darksmile odsłony: 3674

    Moja przyjaciółka wychodzi za mąż…

    Długo nie była z nikim, właściwie to nigdy z nikim nie była. To jej pierwszy związek.
    Jej narzeczony to typ dominujący, wymuszający, układający wszystko po swojemu. Inna sprawa, że ona nie protestuje, zgadza ze wszystkim, ciągle przytakuje. Nie wychodzi z inicjatywą – nigdy nie wychodziła. Raczej jest jej wygodnie jak ktoś wymyśli coś za nią. Ale to nie o to mi właściwie chodzi, bo mimo wszystko kocham ją jak siostrę.

    Nasze stosunki rozluźniły się ostatnio. Chyba z powodu narzeczonego, bo wolę być powściągliwa w jego obecności, a najlepiej to jakbyśmy się mogły zawsze spotykać bez niego. Przyznaję się, że nie przepadam za nim, mimo (a może właśnie dlatego) że znam go kilka lat, bo jest od dawna kumplem mojego męża.

    Kiedyś powiedziałam jej, najdelikatniej jak potrafiłam, co sądzę o ich związku. To był błąd i z perspektywy czasu myślę, że nie powinnam była tego robić, ale tak strasznie ciężko patrzeć mi na to co chce sobie zgotować…
    Teraz znowu wszystko się we mnie gotuje. Napisała mi maila, że „odbębniają” nauki przedmałżeńskie, „kombinują” lewe świadectwo bierzmowania dla niego i mają już „podpisane” kartki do spowiedzi przedślubnej (na 8 m-cy przed ślubem). Ja z innych powodów brałam ślub kościelny i nie rozumiem takiego podejścia. Bo właściwie po co im taki ślub kościelny?? Co to za cyrk ma być??

    I najważniejsze – na moje pytanie postawione niedawno prosto w oczy - czy go kocha, odpowiedź brzmiała…no w sumie to chyba jestem szczęśliwa…

    Co ja mam z tym zrobić?? Rzucić prosto w twarz wszystkie moje ale?? Pewnie będzie to koniec dwunastoletniej przyjaźni, a tego bym nie przeżyła… Zresztą nie mam prawa układać jej życia. Nie mówić nic?? Mój mąż mówi olej to, kiedyś się sama ocknie. Nie wiem… Ciężko, bardzo ciężko jest mi na to patrzeć i w tym uczestniczyć… Jak mam się zachować??

    Odpowiedzi (15)
    Ostatnia odpowiedź: 2010-09-14, 06:11:31
    Kategoria: Pozostałe
Odpowiedz na pytanie
Zamknij Dodaj odpowiedź
Kerala 2010-09-14 o godz. 06:11
0

nie bardzo sobie wyobrażam, żeby na skutek mniej lub bardziej przekonującego monologu, ktoś zdecydował się zmienić swoje życie w stopniu znacznym. A konkretnie chodzi mi o decyzję o slubie.
To nie film, serio.
Dla troskliwej przyjaciółki to jest wygłoszenie paru przemyśleń, co może ją oczywiście stresować i być niekomfortowe.
Dla drugiej strony to zaingerowanie we własne życie osobiste, życie partnera, życie obu rodzin i wywrócenie wszystkiego do góry nogami, a cała ta przyjemnośc nie dlatego, bo ma powazne wątpliwości co do sensu działan, a dlatego, to bo przyjaciółka ma takie wątpliwości.
Po prostu wydaje mi się, że przeceniacie czyjąś moc sprawczą.

Powiedzmy, ze Karol to łajdak, a narzeczona Karola, Kasia to nasza przyjaciółka. No i co? Mówimy Kasi: "odwołaj slub, twój Karol jest sukinsynem"?
O tym, że slub to powazna decyzja- Kaśka wie.
O tym, że to dożywotnia (teoretycznie) odpowiedzialność- też.
O tym, że wazna jest miłość- również
Zaś to, że Karol na pewno nie jest miłością jej życia, Kaska ma w dupie, bo ona uważa, że własnie odwrotnie.
Poza tym kto rozstrzyga wszystko powyższe? My czy sama zainteresowana?

Na etapie organizacji wesela, kiecki, księdza, łotewer, można sobie spokojnie darować wyznania o sukinsynach.
Skoro ktoś już dobrnął do tego etapu, to najwyraźniej rozstrzygnął na korzyść Karola zarówno malżeństwo, odpowiedzialność, jak i miłość.
I trzeba się z tym pogodzić, bo to jego własna i suwerenna decyzja.
Jeżeli zas to my byłyśmy kiedyś Kaską, zaś nasza przyjaciółka nas nie uprzedziła, że Karol to świnia i mamy o to do niej post factum pretensję- przemyslmy temat jeszcze raz.
Po pierwsze czy w ogóle byłaby nas w stanie przed czymkolwiek powstrzymac, czy tylko nam DZIŚ się wydaje, że miałaby taką moc?
I po drugie: czy wyznania na temat charakteru Karola w chwili, kiedy ta przysłowiowa kiecka wisi na wieszaku, zaproszenia zamówione, a my same unosimy się na różowej chmurze "będzie cudnie i upojnie z misiaczkiem", wywarłyby na nas wrażenie szczerej troski czy też zapieniłyby ze złości, że przyjaciółka uparła się nam zepsuć ostatnie chwile narzeczeństwa?

Każdy sam wdeptuje w bagno, a przyjaciele mogą co najwyżej podać dłoń, kiedy już się zdecyduje z tego bagna wydobyć. A ponieważ w część bagien idzie się jak w dym i z pieśnią na ustach, każdy kto usiłowałby nam w tym przeszkodzić staje się z miejsca wrogiem, a nie przyjacielem.
Do refleksji pt. "jaka ja byłam durna" też dochodzi się SAMEMU. I dopiero po własnej konstatacji możemy przyjąć identyczne konstatacje innych.
Nikt za nas życia nie przeżyje.

kerala

Odpowiedz
Krusia 2010-09-14 o godz. 04:44
0

Mialam (i mam) przyjaciolke, ktora zamieszkala z beznadziejnym facetem. Traktowal ja kiepsko, bo wyladowywal na niej swe frustracje zawodowe (ona robila kariere, a on... nie mial na siebie pomyslu). Raz jej wspomnialam, ze niezbyt przepadam za towarzystwem jego samego oraz jego kolegow, i przestalam bywac na wiekszosci imprez. I tyle. Potem okazalo sie, ze bedzie dziecko... Moja przyjaciolka zaczela sie co prawda uskarzac, ze nie jest pewna co do faceta, ale ja probowalam ja wtedy przekonac (dla tzw. dobra dziecka), ze moze po porodzie cos sie zmieni, on dojrzeje etc. Efekt? Rozstali sie zaraz po narodzinach syna i praktycznie zerwali ze soba kontakty. A moja przyjaciolka ma do mnie (niewielka ale jednak) pretensje, ze nigdy wprost jej nie powiedzialam: ZOSTAW GO! ON NIE JEST CIEBIE WART! ...
Przyjaznimy sie nadal i cala ta historia nie zepsula naszych relacji, ale czasem sie zastanawiam, czy dobrze zrobilam, nie wypowiadajac sie zawczasu i nie reagujac, kiedy zaczeli sie spotykac...

Odpowiedz
AgaFe 2010-09-12 o godz. 02:58
0

fagih napisał(a): to jej decyzje, jej życie i jej prawo do własnych wyborów.
Przyjaźń rzeczywiście polega również na mówieniu sobie prawdy, na martwieniu się o bliską osobę. Niekoniecznie jednak na nadawaniu sobie prawa do ingerowania w to życie.
Dokładnie, to jej wybór, a poza tym pisałas, ze jej ta sytuacja odpowiada. Moze potrzebuje męża, który będzie rządził

Odpowiedz
Gość 2010-09-12 o godz. 02:48
0

Tuż przed moim ślubem koleżanka próbowała ingerować w moje przyszłe małżeństwo, powiedziała wtedy parę przykrych słów na temat mego męża i tego w co się wg niej pakuję.
Mały ma to związek z tematem ale myliła się, powodowała nią złość na mnie i chęć dokopania, co zresztą sama później przyznała.
Dodatkowym gwoździem do trumny było to, że nie pierwszy raz uzurpowała sobie prawo oceniania i wypowiadania się na temat tego co powinnam a czego nie, jak powinnam postępować w swoim życiu.
Wracając do meritum: znajomość na długi czas przestała istnieć, odnowiłyśmy ją długo długo później. Przed pierwszym spotkaniem postawiłam jednak warunek: koleżeństwo między nami istnieje.... i tylko między nami. Nie ma spotkań w gronie pełnym, ona nie ma prawa współuczestnictwa w moim i mego męża życiu - na tyle straciłam do niej zaufanie, że sobie tego nie życzę.
Minęło parę lat, złagodniałam na tyle, że ma już prawo wstępu do naszego domu, parokrotnie zdarzyły sie spotkania jej z moim mężem, jednak więzi nie ma i nie będzie, nie zwierzam się, nie spowiadam, nie oczekuję rad, w sumie rzeczywiście odseparowałam ją od swego życia.
Ona ma o to żal, widzę to ale mimo to uważam, że postępuję słusznie. Przekroczyła wtedy o jeden raz za dużo granicę, która dla mnie jest nieprzekraczalna, nie mam już do niej zaufania.

Do czego zmierzam: niezależnie od tego co Tobą powoduje: czy masz dobre pobudki czy bardziej egoistyczne, niezależnie od tego co sądzisz - powstrzymaj się od ingerowania w życie koleżanki. Wolno Ci powiedzieć co sądzisz, co Cię martwi i czego się obawiasz ale nie wolno naciskać. Bo to jej decyzje, jej życie i jej prawo do własnych wyborów.
Przyjaźń rzeczywiście polega również na mówieniu sobie prawdy, na martwieniu się o bliską osobę. Niekoniecznie jednak na nadawaniu sobie prawa do ingerowania w to życie.

Odpowiedz
Gość 2010-09-11 o godz. 23:54
0

aga_t napisał(a):
Nie uważam wcale, że przyjaciel ma prawo pakować się w moje życie z butami, tylko dla tego, że nim jest, ale nie wyobrażam sobie, żeby w takiej sytuacji nie porozmawiać ze swoją przyjaciółką i nie powiedzieć jej o moich wątpliwościach dotyczących jej decyzji. Przecież można to zrobić na zasadzie babskiej rozmowy, bez pouczania, grożenia palcem, czy mówienia "no to zobaczysz jak się sparzysz".

No właśnie. Od formy tu bardzo dużo zależy. Ja taką rozmowe ze swoja najlepsza przyjaciólką przed jej ślubem odbyłam( zreszta i na temat "odpowiedniości" kandydata" i na temat robienia sobie szopki z sakrementu ) Powiedziała że jest pewna że tego właśnie chce i że to jej świadoma decyzja i cieszy się że się tak o nią martwię ;) Ślub sie odbył, byłam świadkową, a nasza przyjaźń wcale na tej romowie nie ucierpiała. Moim zdaniem szerość tez jest bardzo ważna. Ważniejsza niż uśmiechanie się i udawanie, że wszystko ci się podoba.

Odpowiedz
Reklama
aga_t 2010-09-11 o godz. 23:06
0

No, to ja się wyłamię i napiszę coś zupełnie przeciwnego niż dziewczyny. Uważam, że właśnie Przyjaciele są od tego, żeby mówić rzeczy wprost (mieć taką odwagę). Ja miałam kiedyś w życiu sytuację, kiedy podjęłam właśnie złą decyzję (może mniej tragiczną w skutkach jak nieudane małżeństwo, ale jednak złą) i jak później się okazało wszyscy moi "przyjaciele" wiedzieli, że źle robię, ale nikt nie powiedział mi tego prosto w oczy. Mam "żal" do nich do dziś i prawdę mówiąc grono moich przyjaciół zmalało do 1 osoby.
Nie uważam wcale, że przyjaciel ma prawo pakować się w moje życie z butami, tylko dla tego, że nim jest, ale nie wyobrażam sobie, żeby w takiej sytuacji nie porozmawiać ze swoją przyjaciółką i nie powiedzieć jej o moich wątpliwościach dotyczących jej decyzji. Przecież można to zrobić na zasadzie babskiej rozmowy, bez pouczania, grożenia palcem, czy mówienia "no to zobaczysz jak się sparzysz".
Ja rozumie, że przyjaciół poznaje się w biedzie, ale dlaczego dopiero wtedy płakać jak się swoją przyjaciółkę przed tą "biedą" nie przestrzeże? Jak bym miała wątpliwości, że dziewczyna, moja przyjaciółka, może zmarnować sobie życie, to na 100% bym z nią o tym porozmawiała, nawet jeżeli by to miało oznaczać koniec przyjaźni, choć co to za przyjaźni, jeżeli taka rozmowa by ją wywróciła do góry nogami :o Chyba lepiej zapobiegać niż leczyć. Wiem, możesz mieć wątpliwości, czy Ona posłucha Twojej rady, ale jeżeli nie spróbujesz, to nigdy nie będziesz znała odpowiedzi na to pytanie. Może się okazać, że Ona czeka na taki "zimny prysznic".
Jeżeli okaże się, że Twoja przyjaciółka jest jednak pewna swej decyzji, to Ty będziesz wtedy mogła się z czystym sumieniem cieszyć z jej decyzji i bawić na wspaniałym weselu, czego życzę.

Odpowiedz
Gość 2010-09-11 o godz. 02:39
0

Wiesz, mysle, ze mozesz sie jej tylko RAZ zapytac czy ona jest tego pewna, czy na pewno to chce.
Jak potwierdzi (a zapewne to zrobi) to zamknac buzie na kolodke, zacisnac zeby i okazac sie prawdziwa przyjaciolka.

To nie ty masz byc w tym dniu szczesliwa, tylko ona.
Twoje nastroje, przeczucia sie w tej sytuacji nie licza.
Liczy sie ona i tylko ona. To jej wybor.
Ty jako przyjaciolka jestes jej spadochronem ;) poduszka powietrzna czy czymkolwiek, co sprawi, ze jak ona sie potknie, to miekko wyladuje i juz.

Uszanuj jej decyzje. Tak ma byc i juz, moze dl Ciebie on nie dobry, a dla niej najlepszy na swiecie.

Odpowiedz
darksmile 2010-09-11 o godz. 02:14
0

Kerala napisał(a):po prostu zycz jej szczęścia. Prawdopodobnie będzie go potrzebować
Życzę jej szczęścia z całego serca. I cały czas sobie wmawiam, że przecież ona wie co robi... Ale mam milion wątpliwości czy tak naprawdę jest...

dr_chaos napisał(a):Kiedyś gdzieś słyszałam, że przyjaciele są od tego, żeby pocieszać, wysłuchać, pomóc jak się ich poprosi, a nie po to, żeby ustrzegać przed błędami, układać życie i dźwigać ciężar odpowiedzialności. IMHO twój mąż ma rację, dziewczyna ocknie się, będzie szukała pomocy, to będziesz mogła jej pomóc, nic na siłę.
ladybird7 napisał(a): sama kiedys przyjdzie wyplakac sie na Twoim ramieniu, mozesz mi w to wierzyc.
Pewnie macie rację. Tyle, że nie chcę później mieć moralniaka, ze przecież przewidywałam że będzie tak a nie inaczej, że nie będzie szczęśliwa - oczywiście jeśli to moje pesymistyczne założenie się spełni. Wolałabym żeby nigdy nie musiała przechodzić przez tego typu problemy. Mam takie wrażenie, że nie zrobienie nic sprawia że jestem złą przyjaciółką, takim obserwatorem, który patrzy z boku i ma wszystko gdzieś... Którego nic to nie obchodzi. A to najbliższa mi osoba i przygnębia mnie ta sytuacja. Ona bardzo żywo uczestniczyła w moich przygotowaniach do ślubu. Bardzo chciałabym stanąć na wysokości zadania i pomóc/doradzić jak najlepiej potrafię w jej przygotowaniach do wielkiego dnia. Odpłacić z nawiązką to co ona mi dała. Ale jak mam to robić, jeśli nie podzielam tej radości... Uśmiecham się, udaję radość, a gdzieś tam w środku mnie ściska z żalu i niemocy... Chociaż w sumie u nich nie ma takiego podniecenia i rozradowania z organizacji ślubu i wesela - mają po prostu rzeczy do zrobienia. Ale ja kiepskim aktorem jestem i nie wiem czy wytrzymam z tym udawaniem, że mnie to cieszy...

Karolcia napisał(a):No chyba, że tak jak sugerujesz ona tego faceta nie kocha
Wiem na pewno, że to nie jest miłość jej życia... Teraz sobie tylko myślę, że nie każdy w życiu znajduje to swoje drugie pół.

I dziękuję wam - wiem że dobrze mi radzicie, tylko ja sobie z tą sytuacją w ogóle poradzić nie mogę... I znowu sie poryczałam przed monitorem...............

Odpowiedz
Gość 2010-09-10 o godz. 22:19
0

Dziewczyny już Ci właściwie wszystko napisały. Ja tylko powtórzę na podstawie własnych doświadczeń-nie rób nic. Kiedyś moja przyjaciółka była z facetem, który niszczył ją, jej życie, ograniczał możliwość spotykania się ze znajomymi, opowiadał o znajomych niemiłe rzeczy itp. W dobrej wierze postanowiłyśmy z resztą koleżanek z nią porozmawiać żeby jej, jak naiwnie myślałyśmy, otworzyć oczy. Skończyło się tym, że koleżanka rozluźniła jeszcze bardziej kontakty z nami a z facetem była pewnie nawet dłużej niż gdybyśmy sobie tą rozmowę darowały. Na całe szczęście oprzytomniała ale sama się później przyznała, że miała dodatkową motywację do podtrzymywania tego związku-udowodnienie wszystkim , że się mylili. Bardzo żałuję tamtej rozmowy-gdyby moja najlepsza przyjaciółka powiedziała mi przed ślubem nie rób tego bo........albo martwię się o to co chcesz zrobić bo......to niestety przestałaby być moja przyjaciółką. No chyba, że tak jak sugerujesz ona tego faceta nie kocha. Jeśli kocha, to nic jej nie powstrzyma a Ty możesz jedynie być z Nią kiedy oprzytomnieje lub tak jak pisały dziewczyny złożyć jej życzenia na 30 rocznicę ślubu-bo może mimo wszystko taki facet jest jej w życiu potrzebny i ich małżeństwo będzie udane.

Odpowiedz
Gość 2010-09-10 o godz. 20:54
0

a może jej pasuje taki zdominowany przez faceta związek...moze tego potrzebuje ??
a czy jest to zły człowiek ? napisałas ze juz długo go znasz..masz mu cos do zażucenia? cos co mogło by przemówic jej do rozsądku ? i ustrzec przed czyms?

Bo jesli nie, to trudno bedzie Ci przekonac zakochaną która napewno swiata poza nim nie widzi, do tego iz facet nie jest dla niej ;) .. i powinna znalesć sobie kogos innego .. a juz napewno nie wychodzic za niego za mąż ;)

Co do podejścia do slubu kościelnego...to staje się to co mówisz coraz częstszym zjawiskiem.. ale mówiąc , lub zwracającv jej uwage nic nie zmienisz, a nawet pogorszysz wasze stosunki ;)
Nich robi co chce to jej zycie i jej sumienie

Odpowiedz
Reklama
Gość 2010-09-10 o godz. 20:42
0

darksmile, nie rób nic.

nie masz prawa decydować za swoją przyjaciółkę i mówić jej co dla niej jest szczęściem, a co nie. sama mam znajomych, którzy są małżeństwem szczęśliwym i zgodnym, choć ja bym takiego traktowania przez faceta nie zdzierżyła ani chwili, a ona uważa, ze on sie troszczy (nie chcę wdawać się w szczegóły, bo nie o to chodzi). Jestem przekonana, ze kiedys złożę im zyczenia, jeśli nie z okazji 50, to na pewno 30-tej rocznicy ślubu. :o)

A co do ślubu kościelnego, no cóz wiele osób prezentuje takie podejście. Jeśli powiesz swojej przyjaciółce wprost co myslisz to sie pewnie pokłócicie i wasze stosunki rozluźnia sie jeszcze bardziej. Watpie, zeby stwierdziła, że masz racje, jej koscielny slub nie jest potrzebny i wszystko odwoła.
Z drugiej strony, jeżeli bardzo Cie to dręczy, mozesz w jakis sposób dac jej to do zrozumienia. Cos w stylu: "nie chcę Cie oceniać, czy krytykować, ale wytłumacz mi dlaczego bierzesz slub koscielny, pla pla pla". Moze cos sobie wyjasnicie...

Odpowiedz
joasia_de 2010-09-10 o godz. 08:47
0

dokładnie tak samo myślę. niestety nie możesz nic zrobić, nawet jeśli uważasz, że powinnaś albo chciałabyś. najwyżej później będziesz ją pocieszać i pomagać, jak będzie chciała/musiała od niego odejść.
bo inaczej stracisz przyjaciółkę z pewnością, więc i ty i ona będziecie cierpieć, a jak ona będzie w przyszłości potrzebowała Twojej pomocy to prawdopodobnie już do Ciebie nie przyjdzie, bo się przyjaźń rozejdzie tak więc dla Twojego i jej dobra lepiej to po prostu zostaw.

a to z jakiego powodu biorą ślub kościelny to już jest typowo ich sprawa, niektórzy robią to dla białej sukienki, wesela, dziecka i też nie ma w tym nic złego. po prostu każdy ma inną motywację i nie ma jednej dobrej ;)

Odpowiedz
dr_chaos 2010-09-10 o godz. 08:47
0

Kiedyś gdzieś słyszałam, że przyjaciele są od tego, żeby pocieszać, wysłuchać, pomóc jak się ich poprosi, a nie po to, żeby ustrzegać przed błędami, układać życie i dźwigać ciężar odpowiedzialności. IMHO twój mąż ma rację, dziewczyna ocknie się, będzie szukała pomocy, to będziesz mogła jej pomóc, nic na siłę.

Odpowiedz
ladybird7 2010-09-10 o godz. 08:47
0

Teraz nie ma sensu nic robic, ona sama kiedys przyjdzie wyplakac sie na Twoim ramieniu, mozesz mi w to wierzyc.

Odpowiedz
Kerala 2010-09-10 o godz. 08:36
0

darksmile napisał(a):Długo nie była z nikim, właściwie to nigdy z nikim nie była. To jej pierwszy związek.
Jej narzeczony to typ dominujący, wymuszający, układający wszystko po swojemu. Inna sprawa, że ona nie protestuje, zgadza ze wszystkim, ciągle przytakuje. Nie wychodzi z inicjatywą – nigdy nie wychodziła. Raczej jest jej wygodnie jak ktoś wymyśli coś za nią. Ale to nie o to mi właściwie chodzi, bo mimo wszystko kocham ją jak siostrę.

Nasze stosunki rozluźniły się ostatnio. Chyba z powodu narzeczonego, bo wolę być powściągliwa w jego obecności, a najlepiej to jakbyśmy się mogły zawsze spotykać bez niego. Przyznaję się, że nie przepadam za nim, mimo (a może właśnie dlatego) że znam go kilka lat, bo jest od dawna kumplem mojego męża.

Kiedyś powiedziałam jej, najdelikatniej jak potrafiłam, co sądzę o ich związku. To był błąd i z perspektywy czasu myślę, że nie powinnam była tego robić, ale tak strasznie ciężko patrzeć mi na to co chce sobie zgotować…
Teraz znowu wszystko się we mnie gotuje. Napisała mi maila, że „odbębniają” nauki przedmałżeńskie, „kombinują” lewe świadectwo bierzmowania dla niego i mają już „podpisane” kartki do spowiedzi przedślubnej (na 8 m-cy przed ślubem). Ja z innych powodów brałam ślub kościelny i nie rozumiem takiego podejścia. Bo właściwie po co im taki ślub kościelny?? Co to za cyrk ma być??

I najważniejsze – na moje pytanie postawione niedawno prosto w oczy - czy go kocha, odpowiedź brzmiała…no w sumie to chyba jestem szczęśliwa…

Co ja mam z tym zrobić??
nic

darksmile napisał(a):Pewnie będzie to koniec dwunastoletniej przyjaźni, a tego bym nie przeżyła…
to własnie uzasadnienie tego, dlaczego nic nie robić

darksmile napisał(a): Jak mam się zachować??
po prostu zycz jej szczęścia. Prawdopodobnie będzie go potrzebować

kerala

Odpowiedz
Odpowiedz na pytanie