-
Gość odsłony: 2735
Długi wstęp, szybki finał!
Witam serdecznie!!!
Będąc w ciąży czytałam Wasze opisy porodów więc czuję się w obowiązku podzielić moimi doświadczeniami :D
Zaczęło się miesiąc temu. Zaczęła mi się skracać szyjka macicy, wszystko się rozpulchniało i szykowało do porodu. Dostałam skierowanie do szpitala i przeleżałam tam dokładnie miesiąc. Ja sobie leżałam a rozwarcie robiło samo i bezboleśnie. Żadnych skurczy nie czułam. Szyjka zgładziła się zupełnie. I tak dobrnęłam do 4 cm rozwarcia.
Po nowym roku zaczęło mnie delikatnie boleć podbrzusze, tak jak przy okresie. Nawet nie zwróciłam na to specjalnie uwagi. Na badaniu okazało się że mam jakieś 6-7cm rozwarcia, więc poszłam sobie na porodówkę. Była niedziela, spokój po śniadaniu, mały ruch... Tak jakoś miło i kojąco. Poczekałam jeszcze na męża, który miał mi towarzyszyć przy porodzie.
O 11.00 położyłam się na łóżku porodowym, podłączono mi ktg i tym podobne i tak sobie leżałam. Skurcze były ale ja ich nie czułam. I tak minęła dobra godzina.
Koło 12.00 skurcze trochę osłabły więc po jakimś czasie podano mi trochę oxytocyny. I wtedy zaczęły się schody. Okazało się, że przez dużą ilość wód główka małej jest za wysoko i może nie wejść w kanał. Zaczęła się więc akcja wyciskania ze mnie nadmiaru wód, co zresztą było bezbolesne. Za to brzuch zmniejszył mi się o połowę i główka obniżyła odpowiednio. Zaczęła jednak krzywo ustawiać się do wejścia, więc lekarz manualnie lol ustawił ją jak należy.
I zaczęły się poważniejsze skurcze. Takie, przy których człowiek musi sobie już trochę jęknąć. Na szczęście nie krzyczałam ani nie wyzywałam mojego kochanego męża, który mnie dzielnie wspierał. I rada dla przyszłych rodzących: słuchajcie tego, co mówią położne. One naprawdę potrafią ułatwić poród!!! Trochę pojęczałam na leżąco, trochę kucając przy łóżku... I mała główka pojawiła się na zewnątrz!!! Potem reszta ciałka wyskoczyła i dostałam małą na pierś. Pamiętam moje pierwsze słowa: "moja maleńka". I reakcję lekarza: "no, ładna mi maleńka". Ważyła 3770. Dwa tygodnie przed terminem. Wzrost 57cm.
Mąż przeciął pępowinę. Dostał ją do potrzymania. Widziałam łzy w jego oczach. Dziewczyny, wtedy się rozkleiłam i popłakałam. Do końca życia będę pamiętać wyraz jego twarzy. To wzruszenie, duma, zdziwienie cudem narodzin... Jestem mu wdzięczna, że był przy mnie w tych chwilach i wspierał.
Mała przyszła na świat o 15.07. Czyli na porodówce byłam w sumie 4 godziny, z czego półtorej przeleżałam i przegadałam z mężem. Ból? Był, ale jakiś taki znośny. Wyjeżdżając z porodówki nie pamięta się już tego bólu. Naprawdę. Zresztą ma się wtedy inne "zmartwienia": córę przy sercu i męża pchającego łózko :D
A teraz ze zdziwieniem odliczam dni, które Dominika jest z nami. To już dwa tygodnie. Świat stanął na głowie i jest pięknie!!!
Serdeczne gratulacje dla szczesliwych rodzicow :D
I witamy Dominiczke na swiecie :D
Tak własnie mi też się łezka zakręciła..
Gratulacje córy lol
Muszka, fantastycznie, poród to przepiękna rzecz :)
Odpowiedz
Muszko, ogromniaste gratulacje! Chciałabym z podobnym spokojem znieść swój poród.
I chyba czas zmienić linijeczkę ;)
Podobne tematy