• agie odsłony: 4854

    Weekendowy tata

    Nie wiem czy to jest wlasciwy dzial ale wlasnie zadaje sobie pytanie: jak to wszystko ogarnac?? Moj maz od poniedzialku zaczyna prace 200 km od domu. Nie bedzie go od poniedzialku do czwartku wieczorem.
    A ja? Zostaje z siedmiomiesiecznym dzieckiem, psem oraz wlasna praca.
    ja wiem, ze dla mojego malza ta praca to spelanienie marzen.To tak jakby ktos go teleportowal do raju.wszystko wiem ale boje sie, ze wszystko zostanie na mojej glowie a tato bedzie wracal na weekend do domu, zeby sie zrelaksowac. W tygodniu, po pracy bedzie mial czas dla siebie, na rozrywki na basen, kino, piwo z kolegami czy co tam jeszcze a ja????
    Powiedzcie czy jestem taka straszna egoistka, ze tak to widze?

    Odpowiedzi (21)
    Ostatnia odpowiedź: 2009-04-04, 08:12:53
Odpowiedz na pytanie
Zamknij Dodaj odpowiedź
Gość 2009-04-04 o godz. 08:12
0

Ano widzisz:) I jeszcze to powiedzenie, że nie ma co się martwić na zapas :)
Gratuluję:)

Odpowiedz
agie 2009-04-04 o godz. 05:03
0

Hej, a u nas swiatelko w tunelu.Szefowie mojego meza sa baaardzo z niego zadowoleni (zreszta zadowolenie jest obopólne) i rysuje sie szansa na staly etet.A wtedy chcac nie chcac czeka nas przeprowadzka do Hagi.Juz rozgladam sie za jakimis sensownymi mieszkaniami choc to jeszcze palcem na wodzie pisane.

Po raz kolejny sprawdza sie powiedzenie, ze nie ma tego zlego....

Odpowiedz
Gość 2009-04-03 o godz. 12:55
0

Kasiu, Mika ma rację - nie wolno się porównywać z innymi i czuć się z tego powodu gorszą, wyrodną.

Każda niepopularna, trudna, wymagająca wyrzeczeń decyzja niesie za sobą obciążenie psychiczne w postaci wątpliwości, dylematów czy na pewno dobrze zdecydowaliśmy, czy to dobre dla nas, dla partnera, dla związku, dzieci, etc...

Kiedyś, mając podobną sytuację do Waszej, podjęliśmy z mężem decyzję odwrotną. Nie stawiałam sprawy na ostrzu noża, nie zabraniałam, nie wymuszałam a jednak o ile wyobrażałam sobie związek na odległość, bałam sie decycji o założeniu rodziny w takim układzie, wychowania dziecka bez iluśmiesięcznego widywania ojca - i tak latami. Mój partner ( jeszcze wówczas ) zaakceptował to, przemyślał plusy i minusy i zmienił priorytety. Tylko teraz, po paru latach, patrząc jak haruje za marne pieniądze, niespecjalnie szczęśliwy w tym co robi, nie mając specjalnych perspektyw na rozwój, zastanawiam się czasem czy aby na pewno była to dobra decyzja, czy cena nie była zbyt wysoka. Szczególnie, że odwrotu już nie ma. I mimo zapewnień męża, że jest szczęśliwy, że to był jego świadomy wybór, pewności - czy aby był to wybór najlepszy - niestety nie czuję.
I mam wyrzuty sumienia bo w jakiś sposób tę decyzję wymogłam.

Odpowiedz
Gość 2009-04-02 o godz. 13:00
0

kasia_ewa napisał(a):Czytajac czesc postow, zabolalo mnie jedno - ze niektore z Was stawiaja sprawe na ostrzu noza... A ja, choc pewnie nie bylo to Wasza intencja, poczulam sie juz teraz, jak wyrodna zona i przyszla matka, ze taki uklad zaakceptuje... Bo tym to sie niestety skonczy - zgoda na rozstania. Tak to juz w zyciu jest - cos za cos. A my, na te kilka najblizszych lat wyboru juz dokonalismy...
Kasiu każdy z nas jest inny. Jednym smakuje twaróg na słodko, innym ze szczypiorkiem ;) Każdy z nas wie gdzie leży granica - co może zaakceptować czego nie. To co innym przychodzi z trudem, innym nie przychodzi w ogóle. Także nie czuj się jak wyrodna bo wcale tak nie jest.
Masz po prostu inny punkt widzenia i inną granicę akceptacji, ani lepszą ani gorszą, inną.

Odpowiedz
Gość 2009-04-02 o godz. 11:50
0

kasia_ewa napisał(a):
Czytajac czesc postow, zabolalo mnie jedno - ze niektore z Was stawiaja sprawe na ostrzu noza... A ja, choc pewnie nie bylo to Wasza intencja, poczulam sie juz teraz, jak wyrodna zona i przyszla matka, ze taki uklad zaakceptuje... Bo tym to sie niestety skonczy - zgoda na rozstania. Tak to juz w zyciu jest - cos za cos. A my, na te kilka najblizszych lat wyboru juz dokonalismy...
Wcale nie będziesz wyrodną żoną, ani matką! Ja już teraz jestem w takiej sytuacji i wiem, że taki układ ma dużo zalet. Przede wszystkim mąż robi to co sprawia mu niesamowitą frajdę i jeszcze dostaje za to godziwą kasę a poza tym moim zdaniem lepiej się przez kilka lat trochę pomęczyć i zapewnić dziecku porządny start w życie niż siedzieć na tyłku, głaskać się po główkach jak to fajnie jest w dwójkę i nic z tego nie mieć i za kilkanaście lat wypuścić dziecko w świat gołe i wesołe.
A to czekanie na powrót męża ma swój urok i jak już jest to wtedy dopiero jest radość i świeto:) No i wiadomo, że to przejściowa sytuacja.

Odpowiedz
Reklama
kasia_ewa 2009-04-02 o godz. 11:01
0

A mnie wlasnie takie samotne matkowanie czeka... I maz nie bedzie wracal na weekendy - bedzie wracac co kilka miesiecy, ale za to tez na kilka miesiecy, gdy na glowie bedzie mial 'tylko' dom i rodzine, pracy juz nie...
Fakt, jeszcze w ciazy nie jestem, ale, mam nadzieje, w niedlugim czasie bede. 'Srodek' ciazy pewnie spedze sama, ale wiem, ze pod koniec i te pierwsze miesiace po porodze maz bedzie przy nas 24h.
Ja wiem rowniez, ze latwo nie bedzie. Tymbardziej, ze prowadze firme, ktora coraz bardziej angazuje mnie czasowo, ale staram sie juz teraz wszystko poukladac, by pozniej nie bylo problemow, ze ja nie pojawie sie w pracy. Skonczy sie pewnie tym, ze dziecko 'pod pache' i na kontrole moralnosci do pracy ;)

Czytajac czesc postow, zabolalo mnie jedno - ze niektore z Was stawiaja sprawe na ostrzu noza... A ja, choc pewnie nie bylo to Wasza intencja, poczulam sie juz teraz, jak wyrodna zona i przyszla matka, ze taki uklad zaakceptuje... Bo tym to sie niestety skonczy - zgoda na rozstania. Tak to juz w zyciu jest - cos za cos. A my, na te kilka najblizszych lat wyboru juz dokonalismy...

Odpowiedz
agie 2009-03-24 o godz. 02:09
0

czesc dziewczyny. No to ja musze uczciwie przyznac, ze taki uklad jaki jest odpowiada i mnie. Wszystko robie w zwolnionym tempie, nie mam parcia na gotowanie obiadow (dla samej siebie mi sie nie chce), na sprzatanie (moj maz, pedant, padl by na serce gdydy wrocil nieoczekiwanie wczesniej do domu).Z Mlodym daje sobie rade bez problemu.Tutaj duuza zasluga dziecka, ktore jest naprawde do rany przyloz i po calym dniu z Mlodym nie czuje sie padnieta, a jedynie milo zmeczona ;) Maz zadowolony z pracy baaardzo, przyjezdza w czwartki usmiechniety, steskniony, choc zmeczony i od piatku az do niedzieli jest wylacznie tatusiem i mezem.Nie rozcienczonym praca, ze sie tak wyraze.A wypadkach naglych jest na tyle blisko, ze moze do nas w 3 godziny dotrzec. Na telefonie oczywiscie jestesmy pare razy dziennie.
Takze podsumowujac, nie ma tego zlego...

A co zycie przyniesie?zobaczymy

Odpowiedz
Gość 2009-03-23 o godz. 00:50
0

agie gratuluję wyrozumiałości, ja pod tym wzgledem jestem straszna . Nie dałabym rady. Nawet jak mąż wyjeżdża na rejsy tygodniowe (on je kocha , ja nienawidzę) to jestem wsciekła, ze go nei ma przy mnie, czasami płaczę do poduchy i wyczekuję powrotu, strasznie nie lubię być z dala od neigo- z pewnymi sprawami bym sobie sama nie poradziła ito tymi przyziemnymi.Czasami czuję się bezradna jak dziecko, może pora to zmienić

Odpowiedz
Gość 2009-03-16 o godz. 08:32
0

agie i jak tam sie uklada?

Odpowiedz
Gość 2009-03-16 o godz. 07:57
0

Mój mąż wyjechał ponad 3 miesiące temu do UK i zostawił mnie tutaj z naszą córeczką, moją pracą i milionem spraw na głowie. Też dostał pracę- spełnienie marzeń, o jakiej w Polsce by mowy nie było. Też mi jest ciężko samej ale nareszcie widzę, że mój mąż jest usatysfakcjonowany, zadowolony z siebie, ma pracę na miarę swojego wykształcenia i umiejętności, w której się rozwija. Pewnie, że tęskni za nami, że wolałby widzieć naszą córkę codziennie. Ale przecież robi to nie tylko dla siebie, ale też dla nas. Nigdy by mi do głowy nie przyszło, żeby kazać mu rzucić pracę i wracać. Właśnie dlatego, że widziałam jaki przygnębiony tutaj wracał z pracy-za grosze, poniżej kwalifikacji.
Codziennie rozmawiamy ze soba na skype i gg a Matylda jest jeszcze tak mała, że nie zdaje sobie sprawy z braku tatusia. Muszę pokończyć tutaj nasze sprawy i wyjeżdżamy do męża. Pewnie też to trochę potrwa.
Dasz radę, Agie! Nie jesteś sama, jest nas więcej w podobnej sytuacji:) Ja się bardzo cieszę, że mam Matyldę bo dzięki niej nie mam tyle wolnego czasu żeby jakoś bardzo tęsknić :)

Odpowiedz
Reklama
Betrisa 2009-03-16 o godz. 05:09
0

mój mąż nigdy nie poszedlby na taki układ, praca pracą ale rodzia jest najważniejsza, albo wyjechalibyśmy razem. nawet przez pewien czas sie zastanawialiśmy czy nie pojechać razem za granicę. Z tym,że ja mojej pracy nie lubię,więc żaden problem dla mnie. niestety kwestie finansowe czasem ludzi popychają do takich decyzji tyle,że różnie sie to kończy na dluższą metę. Tymczasowo ok ale nie za długo. A dziecko ojca też potrzebuje, tego nie da sie nadrobić później. ja miałam wiecznie nieobecnego ojca, wiem coś o tym.

Odpowiedz
agie 2009-01-27 o godz. 01:33
0

Problem z zawetowaniem polega na tym, ze poltora roku temu moj maz zrezygnowal z tej pracy zeby byc ze mna i nowo narodzonym Marcinem.Probowal znalezc inna prace.Z marnym efektem.Wszystkie umowy podpisywal na czas wykonania zadania. Dusilismy sie finansowo a i widzialam, ze on cierpi wykonujac prace ponizej swoich kwalifikacji, wiec kiedy pojawila sie mozliwosc powrotu na "stare smieci" moj maz potraktowal to jak dar niebios. Staram sie jak moge byc wyrozumiala. Ale nie zawsze mi wychodzi.Stad moj topik.
Dzieki za wszystkie usciski :stokrotka:

Odpowiedz
Gość 2009-01-26 o godz. 16:30
0

Mika_ napisał(a):Agie rozumiem Cię. Ja chyba zawetowałabym taki układ jeśli niemożliwa jest przeprowadzka ja tak samo.

Odpowiedz
Gość 2009-01-26 o godz. 15:50
0

Poczułam się wywołana do tablicy :)

Mój mąż 8 miesięcy temu wyjechał do pracy do Anglii. Gdy wyjeżdżał moja Marysia miała 4 miesiące, a za chwilę kończy roczek. Nie ukrywam, że były to bardzo trudne miesiące. Tyle kilometrów od Siebie, widywaliŚmy się, może 4 razy. Ciężko jesT być samej z maleńkim dzieckiem, przyznaję że nie raz płakałam mężowi w Słuchawkę, przeklinałam go że nas zoStawił i kazałam natychmiast rzucić pracę. Ale potem przychodziło opamiętanie, że przecież on robi to dla nas, dla naszej rodziny.

Wiem też, że mężowi było chyba jeSzcze trudniej. Ja mam na miejscu Marysię, mam dla kogo Się starać i być Silną. A on? Słyszał tylko ode mnie że maleńka rośnie, że nauczyła się siadać, potem raczkować. Nie było go przy pierwszych kroczkach. Wierz mi, że Twojemu mężowi też będzie ciężko. A gdy będzie wracał do domu, przede wszyStkim będzie chciał nacieszyć sIę Wami - swoją rodziną.

ŚciSkam SCię mocno. :usciski:

Odpowiedz
agie 2009-01-26 o godz. 15:35
0

Dzieki dziewczyny za odzew.
Lizka, ja w sumie cale zycie bylam samodzielna. Przyzwyczajona jestem do samotnosci i nawet ja lubie. Z moim mezem, w czasach przedslubnych widywalismy sie jeszcze rzadziej niz ty ze swoim.(ja w Polsce on w Holandii)Po slubie przeprowadzilam sie do niego. PO to zeby byc razem a teraz wychodzi na to, ze rownie dobrze moglam zostac w Polsce nie rezygnujac z rodziny i przyjaciol.
Ja sobie ostatecznie, technicznie dam rade jestem tylko rozgoryczona powrotem do punktu wyjscia.
O przeprowadzce nie razie nie myslimy, bo meza umowa nie jest jeszcze na stale.Kiedy dostanie umowe na stale przeprowadzimy sie na pewno.
A do tego czasu przyjdzie mi zacisnac zeby.Ot zycie

Odpowiedz
Gość 2009-01-26 o godz. 13:48
0

u nas tak jest wlasciwie od zawsze - odkad jestesmy razem, kwestia przywyczajenia i pogodzenia sie z faktem, my kiedys spotykalismy sie tylko na dwa weekendy w miesiacu, potem kazdy weekend, teraz czasem jeszcze widzimy sie w tygodniu.. pogodzilam sie z tym. fakt czasem jest bardzo ciezko bo wszystko jest na mojej glowie.. ale ja znowu po tycch juz chyba4-5 latatch polubilam moja samodzielnosc i samotnosc :) choc oczywiscie meza bardzo kocham :)
powiem tak - nastaw sie pozytywnie - a bedzie dobrze..
ja narzekam tylko jak czasem juz podpieram sie nosem o stol.. bo i tak bywa.. le zwykle jest ok. nauczylam sie godzin moja 10 godzinna codzienna prace, opieke nad dzieckiem i domem :)

Odpowiedz
Gość 2009-01-26 o godz. 09:59
0

Agie rozumiem Cię. Ja chyba zawetowałabym taki układ jeśli niemożliwa jest przeprowadzka

Odpowiedz
chosia 2009-01-26 o godz. 04:17
0

Na Twoim miejscu czulabym sie tak samo. Poza tym dla Waszego dziecka to też nie jest idealny uklad. Może pomyślicie nad przeprowadzką?

Odpowiedz
agie 2009-01-25 o godz. 09:14
0

Mam nadzieje, ze bedzie nadrabial stracony czas ale nie zmienia to faktu, ze mam wrazenie, upraszczajc, ze on jedzie sobie na wakacje a ja zostaje w domowym kieracie.
Co do finansow, to nie spodziewam sie suuuper poprawy. Praca mojego meza podoba mu sie glownie ze wzgledow ambicjonalnych.
A ja? poradze sobie w koncu, jak zawsze. Tylko nie wiem czy dlugo wytrzymam.

Odpowiedz
Alma_ 2009-01-25 o godz. 09:00
0

Nie jesteś straszną egoistką.
Sytuacja trudna, ale do opanowania.

Skoro praca taka super - to może stać Was będzie na pomoc do dziecka, tak, żebyś miała chwilę dla siebie również w tygodniu, zwłaszcza, że pracujesz.

A w weekendy - mąż powinien raczej nadrabiać stracony czas, a nie relaksować się ;)

Odpowiedz
Gość 2009-01-25 o godz. 08:49
0

to chyba normlne, ze masz obawy, zdziwiłabym się jakbyś nie miała...
ale pewnie jakoś to będzie, nie zamartiwaj się, bo to i tak niczego nie zmieni...

:usciski:

Odpowiedz
Odpowiedz na pytanie