• passacalia odsłony: 2345

    Rozwód

    Takie mam pytanie...
    Jakiś czas temu znajoma przyjęła oświadczyny swojego chłopaka i planują ślub. Wszystko fajnie, tylko ten facet niefajny. Ogólnie moim zdaniem nie pasują do siebie, ale to nie moja sprawa i nie o to chodzi. Zaintrygowało mnie tylko to, co powiedziała owa znajoma.
    Pytam: a co będzie, jak się nie dogadacie?
    A ona: Co się przejmujesz, najwyżej się rozwiedziemy!
    :o Dla mnie szok!
    I tu jest pytanie: Jak myślicie czy myślałyście o takiej sprawie? Czy decydując się na ślub, w ogóle bierzecie takie coś pod uwagę, czy w ogóle nie? A jeśli przydarzyłaby się np. zdrada?
    Wiem, że to osobiste pytanie, ale odpowiedź jest przecież dla chętnych.
    Ja nie biorę pod uwagę rozwodu. Ze względu na wiarę i na przekonanie.
    Gdyby się zdarzyło coś strasznego... może musiałabym odejść. Ale, przynajmniej z tego, jak znam siebie, nie rozwód.
    W każdym razie zakładanie go "na wszelki wypadek" jest dla mnie dużym błędem.

    Odpowiedzi (19)
    Ostatnia odpowiedź: 2009-01-26, 14:45:21
    Kategoria: Pozostałe
Odpowiedz na pytanie
Zamknij Dodaj odpowiedź
mokato 2009-01-26 o godz. 14:45
0

W takim razie sorki. Mój błąd.

OT.
Może tak teraz muszą w tv podawać bo wiecie radyjo M. u władzy. ;)

Odpowiedz
Gość 2009-01-26 o godz. 14:41
0

passacalia napisał(a): Dla mnie samo założenie takiej ewentualności jest niewłaściwe.
Nie mówię, że nigdy się nie rozwiodę- ale nie chcę dawać sobie takiej ewentualności. Napisałam, że musiałabym odejść- ale w znaczeniu odosobnić się NA JAKIŚ CZAS, żeby przemyśleć, potem- zobaczymy.
Wydaje mi się, że jak sie nie ma tego wyrazu w słowniku, trzeba się po prostu bardziej starać.
Jak najbardziej się zgadzam. Nawet w żartach mówię, że się z mężem nie rozwiodę, tylko mu życie zatruję lol (myślę, że jest to znacznie poważniejsza groźba ;) ).
Nie chcę się zarzekać, że nigdy przenigdy. Ale też nie dopuszczam takiego rozwiązania jako "sposobu na problemy".

Odpowiedz
Alma_ 2009-01-26 o godz. 14:28
0

Ponad 34,2 miliona Polaków jest ochrzczonych w obrządku rzymskokatolickim, co stanowi około 89% populacji. W sumie, do Kościoła katolickiego (rzymskokatolickiego, greckokatolickiego, ormiańskiego i neounickiego), należy około 34,26 miliona Polaków.

ościoły prawosławne liczą ponad 525 tysięcy wiernych, protestanckie i tradycji protestanckiej - ponad 153 tysięcy, starokatolickie - ponad 31 tysięcy, a inne w sumie ponad 145 tysiąca, z czego najliczniejszy jest Związek Wyznania Świadków Jehowy (ponad 131 tysięcy wiernych).

Polaków bez wyznania jest ponad 2,9 miliona (niecałe 8%).

Rozpatrując powyższe statystyki pamiętać jednak należy, iż za członków poszczególnych Kościołów i związków religijnych przyjmuje się zazwyczaj osoby które w stosunek członkostwa weszły (np. poddane obrzędowi chrztu), nawet jeżeli w okresie późniejszym z niego wystąpiły. Wiarygodne dane statystyczne nie mogą więc zostać sporządzone wyłącznie na podstawie tego rodzaju deklaracji przystąpienia do danego Kościoła. Sprawia to na przykład, że podana tu liczba Polaków bez wyznania może być zaniżona, a wyznawców Kościoła rzymskokatolickiego - zawyżona. Ponadto warto zwrócić uwagę na to, że są to dane z końca roku 2004.
żródło: pl.wikipedia.org

99% to chyba jednak wartość spoto zawyżona

Odpowiedz
mokato 2009-01-26 o godz. 13:47
0

jagoda napisał(a):mokato napisał(a):ciekawa jestem tylko dlaczego w społeczeństwie, które w 99% deklaruje wiarę katolicką tyle rozwodów. Hmmm...
Mokato skąd wytrzasnęłaś takie dane? :| 99%?
A słyszałam kilka miesięcy temu w jakichś wiadomościach. Kiedyś jeszcze słyszałam o 95 %. Wsio ryba, jak dla mnie.
A dlaczego tak Cię to dziwi?

Odpowiedz
passacalia 2009-01-26 o godz. 12:01
0

Gdyby ktoś mnie zapytał w czasie narzeczeństwa, co będzie, jak sie nie dogadamy, odpowiedziałabym, że wiele już konfliktów rozwiązaliśmy i mamy taką wiarę, że następne też się uda.
Nie chodziło mi o osądzanie koleżanki, tylko o wasze zdanie na ten temat, dlatego napisałam, że to nie moja sprawa (czy ten facet jest dla niej odpowiedzni czy nie) i nie o to chodzi.
Następna sprawa: myślę, że to sprawa wiary, i to niekoniecznie tej "religijnej wiary", tylko wiary w związek, w ideały, które, tak sobie myślę, w trudnej chwili pomogą wiele.
Jestem po prostu zawiedziona, jak ławto czasem ludzie postanawiają o rozwodzie, jak łatwo się poddają i zastanawiam się, czy to nie z tego powodu, że mają taką ewentualność w zanadrzu. Czytałam gdzieś, że czasem z powodu kłótni i złości jedno z małżonków wypowiada słowo: rozwód i najpierw to szokuje, a potem oboje zaczynaja o tym jednak czasem myśleć, aż nie staje się to takie straszne a co gorsza: staje się zupełnie możliwe.
Smuci mnie, że przyrzekają przed Bogiem, ale czasem dla nich to nic nie znaczy, tylko ceremonia jest fajnym przeżyciem.
Dla mnie samo założenie takiej ewentualności jest niewłaściwe.
Nie mówię, że nigdy się nie rozwiodę- ale nie chcę dawać sobie takiej ewentualności. Napisałam, że musiałabym odejść- ale w znaczeniu odosobnić się NA JAKIŚ CZAS, żeby przemyśleć, potem- zobaczymy.
Wydaje mi się, że jak sie nie ma tego wyrazu w słowniku, trzeba się po prostu bardziej starać.

Odpowiedz
Reklama
Alma_ 2009-01-26 o godz. 09:12
0

natalia25 napisał(a):nigdy też nie zarzekałam się na wszystkie świętości, że będziemy zawsze, mimo wszystkiego.

Miałam ślub kościelny, przysięgałam i wierzyłam w to co mówie
Czy te dwa stwierdzenia nie są sprzeczne? ;)

Ja biorę ślub kościelny, choć tak naprawdę nie powinnam... Ale będę ślubować "...i że Cię nie opuszczę aż do śmierci." i chcę w tym wytrwać. Na końcu tego zdania jest kropka, nie ma zastrzeżenia - "nie opuszczę pod warunkiem, że ..."

Pewnie, że życie może ułożyc się różnie, ale biorąc ślub wierzę, że na zawsze. Inaczej bym go przecież nie brała.

Odpowiedz
Gość 2009-01-26 o godz. 09:00
0

mokato napisał(a):ciekawa jestem tylko dlaczego w społeczeństwie, które w 99% deklaruje wiarę katolicką tyle rozwodów. Hmmm...
Mokato skąd wytrzasnęłaś takie dane? :| 99%?

Odpowiedz
Gość 2009-01-26 o godz. 08:09
0

Hm... ja tez z powodu przekonań rozwodu jako tako nie biore pod uwage , choć czasem sie wsciekam i mysle o rozstaniu albo zastanawiam sie :co ja tutaj robie?? 8)
Ale zdrada oznacza dla mnie jedno -ROZWÓD.

Odpowiedz
Gość 2009-01-26 o godz. 06:35
0

mokato napisał(a):Niestety nadal uważam, że wiara nie ma nic do rozwodu. Wiele sutyacji może sie wydażyć i doprowadzic do rozwodu cywilnego a czasami do, jak wolicie, uniważnienia w kościele.
Skoro twierdzicie, że nie da sie tego pogodzić to ciekawa jestem tylko dlaczego w społeczeństwie, które w 99% deklaruje wiarę katolicką tyle rozwodów. Hmmm....
a tutaj widziałąbym co najmniej 2 sprawy
po pierwsze w zdaniu:
dlaczego w społeczeństwie, które w 99% deklaruje wiarę katolicką tyle rozwodów. Hmmm...

kluczowym słowem wydaje mi się że jest "deklaruje"
co innego deklarować a co innego "być" naparwdę.
mnóstwo znam osób twierdzących że sa katolikami wierzącymi a na pytanie czy chodzisz do kościoła odpowiadają : "zwariowałaś?"
wierzysz w Boga? "tak" jesteś katolikiem/katoliczką? "tak"
to jakie jest twoje zdanie do nauk kościoła? "toż to stek bzdur..."
itd podobnie z różnym natężeniem.
czesto tez ktos się deklaruje jako osoba wierząca, katolik ale nie chodzi do kościoła bo to strata czasu, księdza z kolędą bie przyjmie bo cos tam, nie pódzie się wyspowiadac bo "Bog wie ze żałuję" itd, ale ślub kościelny chce mieć bo:
rodzina naciska ze co ciotki powiedza
bo kościoły maja niepowtarzalny klimat
bo do cywilnego nie wypada w strojnej sukni
bo piekna oprawa
i setki innych powodów
i przysięga przed Bogiem i Jego błogosławieństwo są zdecydowanie na ostatnim miejscu, o ile wogule je ktoś wymienia.
obecność księdza nie ma znaczenia, obecnośc Boga nie ma znaczenia itd
trudno sie dziwić ze potem decyzje o rozwodzie bywają podejmowane lekko bez przemyśleń z punktu widzenia wiary.

druga sprawa to moim zdaniem beztroskie podejście do małzeństwa jako takiego. ludzie sie pobieraja prawie sie nie znając, albo w wyniku "wpadki" albo pod presją nacisków ze strony rodziny, znajomych itd.
nieraz słyszłam od tej czy tamtej znajomej że jest z nieodpowiednim facetem "bo gdzie ja znajde sobie innego?"
strach przed samotnością jest złym ale częstym doradcą.

po prostu wydaje mi sie ze decyzje o ślubie czesto podejmowane sa w sposób nieprzemyślany i troche nieodpowiedzialny.
ludzie wierzą w to że to włąsnie ich związek będzie tym jedynym idealnym związkiem, a potem życie te marzenia werifikuje niestety.

Odpowiedz
Gość 2009-01-26 o godz. 06:20
0

Ciężki temat... Ja oczywiście również nie zakładam, że "jakby co", to się rozwiodę. Ale jestem realistką i wiem, że różnie może się moje życie poukładać. Związki się zmieniają, ludzie się zmieniają, priorytety się zmieniają... Po iluś tam latach może być ludziom nie po drodze i nie widzę powodu, żeby męczyć się w nieszczęśliwym związku tylko po to, żeby dotrwać w nim do końca. Nie jestem dobra w kwestiach religii czy wiary... ale w imię czego ma się tkwić w beznadziejnym małżeństwie pełnym przemocy, niechęci czy obojętności? Nikt nie będzie miał z tego pożytku, tylko zmarnowane życie.

Odpowiedz
Reklama
mokato 2009-01-26 o godz. 06:18
0

A mnie sie wydaje, że dziewczyna specjalnie tak powiedziała bo na głupie pytanie, głupia odpowiedź. Ja jestem z moim mężem 9 lat i nie mam zamiaru się rozwodzić. Ślubu nie brałam dla sukni i wesela tylko z miłości zgodnie ze swoim przekonaniem. Wiedziałam co robię przysięgając ale na takie pytania odpowiadam tak samo jak ona. po to żeby ktoś kto mnie pyta zamknął się, bo nie mam zamiaru się zwierzać co zrobię jak nam nie wyjdzie, popsuje etc. Zresztą sama nie wiem

Niestety nadal uważam, że wiara nie ma nic do rozwodu. Wiele sutyacji może sie wydażyć i doprowadzic do rozwodu cywilnego a czasami do, jak wolicie, uniważnienia w kościele.
Skoro twierdzicie, że nie da sie tego pogodzić to ciekawa jestem tylko dlaczego w społeczeństwie, które w 99% deklaruje wiarę katolicką tyle rozwodów. Hmmm...

A poza tym passacalia piszesz, że facet niefajny. Dla Ciebie. No ale może dla niej jednak fajny skoro chce wyjść za mąż.

Odpowiedz
Gość 2009-01-26 o godz. 05:57
0

mokato napisał(a):Ja nie rozumiem co wiara ma do tego?

Moim skromnym zdaniem ma i to sporo, chocby dlatego, ze jesli wierzysz i ze wzgledu na wiare bralas slub koscielny, a nie dla bialej sukienki i slicznych zdjatek, to przysiegalas w obliczu Boga, a dla osoby wierzacej to powinno byc istotne zeby takiej przysiegi nie zlamac.

Co zas do samego tematu - jak dziewczyna ma takie podejscie, to ja im dobrego malzenstwa nie wroze ;) Nie jestem osoba, ktora sie nogami zaprze i rozwodu nie wezme. Wzielabym, gdyby okolicznosci mnie do tego zmusily, a zycie jak juz wiekszosc dziewczyn napisaly - moze nas zaskoczyc maksymalnie. Wychodzenie jednak z zalozenia, ze jakby co to sie rozwiedziemy jest arcyglupota i kompletna dziecinada w stylu zabawy w mame i tate...

Odpowiedz
mokato 2009-01-26 o godz. 05:35
0

O jejku, jak zwał tak zwał
Nawet księża używają sformułowania "rozwód"(znajomy, który jest obrońcą węzła małżeńskiego w Sądzie Duchownym).

Odpowiedz
Gość 2009-01-26 o godz. 02:36
0

mokato napisał(a):Ja nie rozumiem co wiara ma do tego?
Z tego co wiem w Kościele też można się rozwieść i w większości przypadków ponownie stanąć przed ołtarzem. A "trzymanie" kogoś na siłę w małżeństwie jest, delikatnie mówiąc, chore.

Co do odpowiedzi koleżanki, ja dokładnie tak samo odpowiadałam i nadal odpowiadam. Co to kogo obchodzi?
w KK nie ma czegoś takiego jak rozwód, małżeństwo można ewentualnie unieważnić, co zdaje sie oznacza to że małzenstwo nie istniało.
tutaj trochę szczegółów :)
http://www.opoka.org.pl/biblioteka/T/TA/TAI/orzeczenie_nm.html

Odpowiedz
Gość 2009-01-26 o godz. 02:33
0

mokato napisał(a):Ja nie rozumiem co wiara ma do tego?
Z tego co wiem w Kościele też można się rozwieść i w większości przypadków ponownie stanąć przed ołtarzem. A "trzymanie" kogoś na siłę w małżeństwie jest, delikatnie mówiąc, chore.
W KK nie ma rozwodów, ale można stwierdzić nieważność małżeństwa, czyli uznać, że to małżeństwo tak naprawdę nigdy nie zaistniało, bo np. jedno z małżonków wzięło ślub pod przymusem rodziców (bo ciąża, bo cośtam), bo zataiło przed "współmałżonkiem" fakt choroby psychicznej/niepłodności, i tak dalej, i tak dalej...

Rozwód można wziąć tylko cywilny, a w KK można "zasądzić" separację, która jednak uniemożliwia zawarcie drugiego małżeństwa kościelnego.

Odpowiedz
mokato 2009-01-26 o godz. 02:27
0

Ja nie rozumiem co wiara ma do tego?
Z tego co wiem w Kościele też można się rozwieść i w większości przypadków ponownie stanąć przed ołtarzem. A "trzymanie" kogoś na siłę w małżeństwie jest, delikatnie mówiąc, chore.

Co do odpowiedzi koleżanki, ja dokładnie tak samo odpowiadałam i nadal odpowiadam. Co to kogo obchodzi?

Odpowiedz
focia 2009-01-26 o godz. 02:04
0

Hmm...

Wychodząc za mąż nie rozważałam rozwodu :) ale też nie zarzekałam się że "nigdy w życiu", wiedziałam natomiast, że zrobię wszystko, aby tej przysięgi dotrzymać.

Życiepotoczyło się tak a nie inaczej, napisało kolejny scenarisuz telenoweli brazylijskiej i tyle. Moje wysiłki i starania na nic się nie zdały. Decyzje podjęłam gdy dotarło do mnie, że straciłam siebie, stałam się osoba, jakich zawsze nie lubiłam, straciłam szacunek do samej siebie.

Nie rozumiem natomiast nastawienia, że odejdę, ale sie nie rozwiodę. Po pierwsze, jak napisłay dziewczyny - nie do końca zależy to od Ciebie, a po drugie co to daje? Zawieszenie, btak jasnej sytuacji, problemy prawne i formalne.

Odpowiedz
Gość 2009-01-26 o godz. 01:45
0

Anirrak napisał(a):)

A branie ślubu z założeniem, że "jak sie nie dogadamy, to rozwód" to po troszkę dziecinada,
ale troszkę pewnie też nerwowa i nieprzemyślana reakja na Twoje dość trudne i niefajne pytanie ;)
dokładnie tak 9o tym rozwodzie) odpowiadałam jak ktoś mi zadawał tak nietrafne i ( bez obrazy )głupie pytanie. Jakie pytanie taka odpowiedź

Jesli chodzi o mnie już dawno przestało mi się wydawać że coś jest albo czarne albo białe. Życie nie zwasze płynie takim rytmem jakim by się chciało. Kocham mojego (niedawno poślubionego męża ;) ) i nie planuje z nim rozwodu. Wiem jednak że nie tkwiłabym na siłe w nieszczęśliwym związku.
Anirrak napisał(a):Z dużo wieksze nieszczęście uważam tkwienie w złym związku bez miłości tylko dlatego, żeby nie złamać złożonego przyrzeczenia 8 W tej kwestii myślę podobnie jak Anirrak.

Z drugiej strony passacalia jestem ciekawa jak ty byś zareagowala gdyby ktoś po Waszych zaręczynach w taki sposób spytał się o Wasz związek? 8)

Odpowiedz
Gość 2009-01-26 o godz. 00:16
0

Rozwody są dla ludzi 8) ;)

Biorąc ślub oczywiście nie zakładałam i nie zakładam rozwodu -
ale mam pełną świadomość, że żadne magiczne zabiegi nie zagwarantują mi 100% pewności co do trwałości związku :(

Jeśli coś bardzo złego zdarzyłoby się w naszym małżeństwie - to nie jest dla mnie wyjściem samo odejście -
bo coż to rozwiązuje?

Z racji mojej pracy i z racji tego, że w tej chwili najbliżej mi mentalnie do kategorii osób niewierzących,
nie traktuję rozwodu jako możliwie największej katastrofy życiowej. :|

Z dużo wieksze nieszczęście uważam tkwienie w złym związku bez miłości tylko dlatego, żeby nie złamać złożonego przyrzeczenia 8)

A branie ślubu z założeniem, że "jak sie nie dogadamy, to rozwód" to po troszkę dziecinada,
ale troszkę pewnie też nerwowa i nieprzemyślana reakja na Twoje dość trudne i niefajne pytanie ;)

Odpowiedz
Odpowiedz na pytanie