-
Gość odsłony: 2042
Zmarł nasz kolega
Wczoraj dowiedzieliśmy się z mężem, że zmarł nasz kolega z czasów studiów.
Zachorował na 5 roku studiów, na jakiś rodzaj raka, ale ponieważ sam starał się o tym nie mówić nikt go o chorobę nie wypytywał, widzieliśmy tylko że stracił włosy.
Minęły od tamtej pory 3 lata, był z naszego miasta więc widywaliśmy się czasem i mówił że wszystko ok, jak zawsze pełen entuzjazmu opowiadał o swoim życiu.
Teraz mogę tylko powiedzieć że jest mi bardzo smutno. Wiele wspólnych chwil przeżyliśmy w ciągu pierwszych lat studiów w 1 grupie:byliśmy taką małą paczką dojezdżającą z Tychów. Wspólnie uczyliśmy się do egzaminów, pomagaliśmy sobie. Chciałam tylko napisać że był wspaniałym, uczynnym kolegą dla wszystkich, nigdy nie odmawiał pomocy w najdrobniejszych sprawach, a jednocześnie zawsze będziemy pamiętać jak całymi godzinami potrafił gadać głupoty i rozśmieszać wszystkich ,
kochał życie i ludzi.
Niestety należę do ludzi, którzy nie umieją do śmierci podchodzić jak do czegoś naturalnego i oswojonego i teraz też to pytanie" dlaczego on?" rodzi się ,choć pewnie nie powinno- bo przecież tysiące ludzi umiera, lub leży w szpitalach.
A my mamy takie błahe problemy czasem.
I ta świadomość, że to mogłam być ja lub mój mąż.
Zawsze będziemy o nim pamiętać.
W smutku wyrazam moje wspolczucie. To straszne gdy odchodza nasi bliscy, znajomi, koledzy, rodzina.... przed miesiacem zmarl moj kuzyn w wieku lat 40 i osierocil trojke dzieci w wieku 15, 13, 10 lat. Tragedia.
Niestety nie posiadamy genu, ktory regulowalby pogodzenie ze smiercia bliskich, zawsze to bardzo, bardzo smutne, az sciska w dolku.
Podobne tematy