• Gość odsłony: 5026

    Czy jest złoty środek na to kiedy podjąć decyzję o ciąży?

    Dziewczynki napiszcie mi jak to u Was jest. Przez kilka ostatnich tygodni robiłam prywatne badania dotyczące tego, kiedy przychodzi czas na dziecko, oczywiście po tym jak już stwierdzimy że jesteśmy gotowe psychicznie i duchowo.Rozmawiałam o tym z wieloma osobami, tymi, które mają dzieci i tymi, które jeszcze nie, ze starszymi i młodszymi. Obejrzałam kilka programów na ten temat, poczytałam różne Fora. Opinie są bardzo różne:-Ci którzy mają dzieci (przeważnie nieplanowane) – wiek 20-25lat - mówią że lepiej jest je mieć w młodym wieku najlepiej na studiach, potem są odchowane i można zacząć pracę. Co dziwne wszystkie te pary żyją dość skromnie (wynajmują lub mieszkają z rodzicami), a jeśli mają mieszkanie czy dom to wszystko zawdzięczają rodzicom (np. kupno, remont, budowa), sami zarabiają niewiele, i właściwie zastanawiam się jak wiążą koniec z końcem.-Pary nie posiadające dzieci, wypowiadają się, że wolą zaczekać, aż będą na swoim, aż znajdą lepszą pracę, i będą mieć kasę na maluszka (utrzymanie). Przeważnie współczują tym, którzy mają dzieci, chyba, że akurat są to Ci, którym wszystko zafundowali rodzice, wtedy im zazdroszczą, jednocześnie mówiąc, że oni by tak nie mogli rodziców wykorzystywać. Poza tym wiele par chce jeszcze ‘pożyć’, imprezować itd. Większość jednak zwleka czekając na lepszy moment, niektórzy czekają już od kilku lat.-Osoby starsze (np. w wieku moich rodziców), polecają rozwiązanie, aby jak najdłużej zwlekać i ‘dorabiać się’, rodziców prosić o pomoc raczej by nie wypadało, osoba która ma rodzinę MUSI być samodzielna i sama sobie radzić. Trzeba mieć obowiązkowo mieszkanie – najlepiej przyszłościowe ze 2-3 pokoje – auto, dużo zarabiać (by zdecydować się na dziecko należy zarabiać razem min. 3000 PLN – to usłyszałam dzieląc się z rodziną moimi planami na przyszłość. Oczywiście niezbędna jest stała praca na czas nieokreślony, stabilna (w tych czasach??). Polecane jest branie kredytów, wiadomo skoro jest praca to się spłaci. Ludzie w tym wieku zauważyłam, są przeciwni wczesnym małżeństwom – wiadomo bieda zabija uczucia, są kłótnie, rozwody, a przecież biorąc ślub w młodym wieku nie wiadomo czy się czegoś młodzi dorobią, nie wiadomo jak się potoczą ich losy, zwłaszcza, jeśli biorą ślub nie mając jeszcze mieszkania albo tzw. stabilnej pracy – szkoda że osoby w tym ‘średnim’ wieku nie mają takiej bogatej wyobraźni co do kredytów, o których wcześniej wspomniałam – przecież pracę można w dzisiejszych czasach stracić z dnia na dzień i z czego wtedy spłacać. W związku z tym zalecane jest szukanie zamożnego partnera, bądź takiego z dobrymi perspektywami, jeśli partner nie spełnia oczekiwań, stara się go zniechęcić, zniechęcić swoje dziecko do wiązania się z nim pod byle pretekstem, ewentualnie na koniec można go zaakceptować, ale zawsze pozostaje to ALE…. Dziecko no cóż, kosztuje dużo pieniędzy, z wiekiem koszta wzrastają, no i co najważniejsze, mając dziecko jest się uwiązanym w domu, nigdzie nie można wyjechać, nie da się podróżować, wyjść choćby na dyskotekę, bo pubu – no ale przede wszystkim podróże, nic się z dzieckiem nie zwiedzi, na narty się nie pojedzie, ani za granice, a przecież podróże kształcą, wynika z tego że dziecko ogłupia.Generalnie nastawienie jest negatywne, pesymistyczne. Zakładając rodzinę na studiach bądź w wieku 20-kilku lat z góry wiadomo, że młodzi będą biedni, nie będą podróżować, z czego wynika, że będą znudzeni, siedząc z dzieckiem w chałupie, no i z braku pieniędzy się rozwiodą, aha no i do końca życia będą żałować, że tak młodo się zdecydowali. Więc ślub i dziecko TAK, ale bliżej 30stki, a nawet po. Aha no i najważniejsze dziecko znaczy przerwanie studiów (jeśli ktoś studiuje), znaczy też rezygnację z wielu małych ‘luksusów’ na które sobie do tej pory pozwalaliśmy typu nowe ciuszki, fryzjer itp., no i cięcia w budżecie domowym, trzeba zaoszczędzić na jednym żeby kupić drugie.Próbując przypomnieć starszemu pokoleniu, że też brali młodo śluby, też mieszkali na początku z rodzicami, też było ciężko, mówią, że wtedy były inne czasy – cóż na 100% było mniejsze bezrobocie i człowiek się codziennie nie bał, że straci pracę, ale czy inaczej wtedy kochali?? Próbowałam różnie argumentować, na wszystko jest jedna odpowiedź odpowiedź – „wtedy były inne czasy”, albo: „masz jeszcze czas, młoda jesteś”.-Kolejna grupa to ludzie starsi – w wieku naszych babć, dziadków. Ich zdanie jest różne. Zacznijmy od tego, że większość z nich nie rozumie tego pędu do kariery i pieniędzy. Zorientowałam się, że również uważają, że należy osiągnąć pewną stabilizację materialną, tyle że nie zawsze są ku temu sprzyjające warunki i możliwości i z tego też zdają sobie sprawę. Co do zakładania rodziny w młodym wieku, no cóż zdaje mi się że mimo większość z nich tak zrobiła, to są raczej przeciwni, uważają że lepiej zwiedzić świat i ‘wyszumieć’ się. Pamiętają swoje czasy, kiedy to o mieszkania było trudno i kilka rodzin mieszkało na kupie w małej klitce, ale pamiętają też, że mimo tego rodziły się dzieci, a ludzie potrafili się cieszyć tym co mieli – a wielu miało naprawdę niewiele. Teraz oczywiście są większe możliwości, ale niestety pieniędzy brak. Co do kłótni i rozwodów owszem, podzielają zdanie że jak nie ma w domu pieniędzy to często kończy się też uczucie.Reasumując, nie ze wszystkimi wypowiedziami się zgadzam, nie uważam, że dobrze jest zrobić dziecko nie mając środków do życia i wyciągnąć rękę do rodziców żeby na nie łożyli. Nie dobrze też próbować się całe życie dorobić odkładając decyzję o małżeństwie i dzieciach, bo a nuż za rok będzie lepiej i broń Boże nie ważyć się prosić rodziny o pomoc. Ale gdzie znaleźć kompromis, tak żeby wilk był syty i owca cała?? Niestety nie ma dziś stabilizacji, ludzie nie są zamożni, przyrost naturalny spada co roku 400 tyś urodzeń. Więc gdzie jest granica, między biedą, a warunkami, w których możemy pozwolić sobie na dziecko.Czy jest jakaś min, comiesięczna zarabiana przez nas kwota, która pozwoli nam na posiadanie potomka? Czy dziecko z biedniejszej rodziny, które mieszkało z dziadkami jest gorsze? Czy kiedy jest bieda w domu i ludzie się kłócą, to gdy się rozstaną to im przybędzie pieniędzy, albo znikną problemy? Czy dziecko to naprawdę kula u nogi, z którą już absolutnie nigdzie się nie wyjedzie, nie zwiedzi świata?? Poza tym czy dziecko da nam szczęście?? Może to pieniądze są kluczem do celu, skoro tak wielu ślepo chce je mieć, za wszelką cenę?? Czy nie mając ODPOWIEDNICH warunków, rzeczywiście jest się skazanym na czekanie, być może w nieskończoność?? Czy może rzeczywiście należy dążyć za wszelką cenę do poprawy sytuacji, ze średniej na lepszą, potem z dobrej na jeszcze lepszą ….itd, bo ‘apetyt rośnie w miarę jedzenia’. Przepraszam Dziewczynki za ten długi wywód, ale napiszcie jakie Wy macie podejście, jakie Wy macie zdanie. Proszę o opinie obiektywne, o wypowiedzi kobiet, mężczyzn, starszych, młodszych, mężatek, panien, bogatych, biednych, mających dzieci, starających się, i tych nie myślących o tym w ogóle. Pozdrawiam wszystkich którzy dotarli do końca :)

    Odpowiedzi (22)
    Ostatnia odpowiedź: 2009-02-28, 23:24:01
Odpowiedz na pytanie
Zamknij Dodaj odpowiedź
Gość 2009-02-28 o godz. 23:24
0

Agapi - masz rację, ja tak sobie myśle, że nawet jak dojde do etapu w którym nasz stan konta będzie pozwalał na posiadanie dziecka, to się może okazać, że nie możemy z innych powodów (odpukać). Zwłaszcza że jeden z lekarzy podejrzewa u mnie endo, poszłam do dr Antepowicz skonsultować tą diagnozę i aktualnie jestem w trakcie badań hormonalnych (mam b. bolesne @) - mam za wysoką prolaktyne, i troszke za wysoki progesteron ale to podobno dobrze - świadczy o przebytej owulacji. Kolejną wizytę u pani dr mam za tydzień, więc napiszę co i jak.
Co do studiów nie sądzę aby były one gwarantem dostania pracy (dobrej !!), poza tym nie zamierzam ich przerywać - studiuję zaocznie. Obie nasze rodziny są z Warszawy, więc nie jesteśmy sami. Ja wiem że trudno liczyć TYLKO na pomoc rodziny, ale chyba w dzisiejszych czasach młodym małżeństwom bardzo trudno zaczynać nie korzystając z jakiejś pomocy. Poza tym jak już napisała agapi wkurza mnie fakt że od naszych dochodów zależy czy mozemy mieć dziecko czy nie. Nie pozostaje nic innego jak czekać

Odpowiedz
Slonka 2009-02-28 o godz. 02:04
0

Moim zdaniem mogłabyś poczekaą aż skończysz studia. piszę to jako mama 3-leniej Zuzi. Kiedy okazało się że jestem w ciąży, mieszkalismy na stancji. Mąż musiał zrezygnować ze studiów ze względu na wysokie koszty. Szybka decyzja, skromny, chociaż piekny ślub. Szefowie w naszych pracach jednak sie nie popisali. Mój mąż stracił pracę, a mi przedłużono umowę do konca ciąży. Z pieniędzmi było bardzo krucho. Ciągle zmienialiśmy stancję, ciągle brakowało nam pieniędzy. Nie raz i nie dwa musieli nam pomagać rodzice mojego męża, ale proszenie o pieniądze to naprawde nic przyjemnego. Uwierzcie mi, a nie ma wyboru, Potrzebne były pielychy, kosmetyki, mleko, i leki bo dziecko ciągle chorowało. Kiedy Zuzia miała 2,5 roku, poszła do przedszkola (gdzie nadal bez przerwy chorowała) a ja do pracy. No i po pół roku straciłam tą pracę , między innymi dlatego, że szefostwo uznało, że za bardzo przejmuję się dzieckiem i np. dzwonię do domu jak dziecko ma zapalenie płuc. Na szczęście zdążyliśmy wziąć kredyt mieszkaniowy i teraz cieszymy się własnym M3. Jest ciężko, bo znowu korzystamy z pomocy teściów, ale już niedługo. Za tydzień zaczynam nową pracę. Zobaczymy jak będzie. Reasumując: żałuję że tak wczesnie, ale nie zmiełabym tej sutyacji. JJest kochana, a ja dzieki niej jestem szczęśliwa. Wasza sprawa- wasz wybór. POrozmawiajcie ze sobą i podejmijcie rozsądną decyzję, a rodzice? No cóż, rzeczywiście nie powinni trzymać cię, na finansowej smyczy.

Odpowiedz
Gość 2009-02-28 o godz. 01:23
0

Też się tak nad tym zastanawiam... Mam 24 lata i od jakiegoś roku czuję taką aż niemal fizyczną potrzebę żeby być w ciąży, żeby mieć dziecko. To jest piękne uczucie. Tym bardziej, że potencjalny Tatuś jest najwspanialszym człowiekiem na świecie :) I też bardzo by chciał.
Tylko te pieniądze :( Oboje wiemy, że dziecko to wydatki, że to wymaga stabilnej sytuacji, ale czasem przez to czuję się tak, jakbym to przyszłe dziecko miała sobie kupić. Tak jak nową kanapę albo samochód. I właśnie wtedy, kiedy przyjdzie właściwy moment. Ale kiedy on przyjdzie? Przecież nie będzie tak, że któregoś dnia zobaczę wiadomość : "Uwaga! Od dzisiaj stan Twojego konta pozwala Ci już na posiadanie dziecka."

Odpowiedz
Sarka J 2009-02-26 o godz. 23:38
0

Mouim zdaniem nie można robic czegoś co jest niezgodne z naszymi uczuciami i potrzebami,. Nie można życ wedłóg schematu, jaki obrali nam rodzice. To Twoje życie i Ty czujesz co jest Tobie potrzrebne i musisz robic tak aby życ jak najlepiej wg. własnego schematu, oczywiście nic na siłe i wszsystko z rozsądkiem tak aby potem faktycznie nie podkulic ogonka....ale życ trzeba po swojemu, wtedy będziesz szcześliwa. Człowiek i tak nie ustrzegnie się przed popełnianiem błędów, bo nie ma człowieka który ich nie popełnia!!!

P.S. To że dziecko przychodzi na świat nie znaczy że świat się "wali" i koniec ze studiami, sa rózne alternatywy. Ja studia kontynuuję i mam zamiar je skończyc, a to że komuś się to nie udało nie znaczy że zaraz musi tak by ze wszystkimi!!!

Pozdrawiam!

Odpowiedz
Gość 2009-02-25 o godz. 04:39
0

Pobierali się gdy mieli odpowiednio 23 i 24 lata, ja urodziłam się 6 lat później. Prawie cały ten czas mieszkali u rodziców, gdy się urodziłam przeprowadziliśmy sie do kawalerki. Tak długo zwlekali, bo jak powiedzieli nie byli gotowi - głównie materialnie, tata kończył studia, potem był w wojsku, a potem wyjeżdżał do pracy za granice, bo tu choć o pracę było nie trudno to zarobki marne, zresztą byli dość towarzyscy - prywatki, wyjazdy, wycieczki, teatr itd. Mama pracowała od skończenia liceum. Rodzice mówią to w dobrej wierze, widzą że teraz są inne możliwości, można wyjeżdżać bez problemu za granicę, jest duży wybór w sklepach, można się jakoś ustawić - choć to nie najłatwiejsze. Tak myślę że mówią to z troski o mnie. Chcą abym skończyła studia, bo jak mi powiedziała jedna z bliskich osób - jak się rodzi dziecko to koniec ze studiami (tak było w jej przypadku). Poza tym rodzice nie chcieli więcej dzieci, bo postanowili że będą mieć jedno które będzie miało wszystko, ale fakt jest taki że dorabiali się całe życie, i choć nigdy nie głodowaliśmy to zdarzały się problemy finansowe. Sądzę że nauczeni doświadczeniem, chcą abym poszła po ich śladach, bo u nich akurat ten schemat (z dzieckiem bliżej 30stki) się sprawdził, a jednocześnie chcą wprowadzić do niego takie ulepszenia, żebym miała w życiu jak najlepiej. Nie mogę ich obwiniać, bo kierują się moim dobrem, ale nie umiem też ich zrozumieć, jest mi przykro że nie chcą zaakceptować mojego pomysłu na życie, a może powinnam uwzględnić ich zdanie i zaczekać, zrobić tak jak mówią, żeby później nie było: a nie mówiłem... Bo tego się chyba najbardziej boję, że się okaże że mieli rację, a ja ich nie posłuchałam.

Odpowiedz
Reklama
Sarka J 2009-02-24 o godz. 22:31
0

Ja BYM fUMCIU SPYTAŁA tWOICH rODZICÓW, PO CO ONI W TAKIM RAZIE SIĘ POBIERALI, SKORO MAJA TAKIE PODEJŚCIE DO MAŁŻEŃSTWA I CZY JUŻ TAK ŚWIETNIE BYLI "USTAWINI" BIORĄC ŚLUB?
Kurcze przecież ludzie się docierają przez całe życie i zawsze będą jakieś niesnaski bo życie nie jest jednostajne i przynosi wiele różnych "przygód" i nigdy nie można sprawdziC się we wszystkich "dzidzinach" i sytuacjach życiowych. Każda jest inna i sami nie wiemy jak zareagujemy znajdując się w takiej czy innej sytuacji a co dobiepro przewidziec reakcję innego człowieka....Wkurzają mnie takie opinie :x
Dziecko to nie balast chlewka!!! po prostu nastepuje przewartosciowanie tego co do tej pory sie liczylo a co liczy sie po narodzinach dziecka. Przeciz to ono bedzie istotniejsze i kupno dla niego nowych ladnych spiochow niz piwo i wypad do knajpy i to nam da szczescie i nie poczujemy ze cos tracimy bo wszystko inne bedzie malo wazne i bezwartosciowe. No po prostu trzeba miec dzidzie zeby to zrozumiec albo z miloscia jej chciec, oczekiwac, bo inaczej sie tego nie zrozumie i tyle!!!

Odpowiedz
Gość 2009-02-24 o godz. 20:18
0

Trudno jest rozmawiać z rodziną kiedy słyszy się raz że: napewno pomożemy, na tyle na ile będzie nas stać, ale ... PO ŚLUBIE (no bo jak to, dawać przed ślubem pieniądze, pomagać w remontach w zakupie mieszkania, jak mój M się może rozmyśleć i mi walizki za drzwi wystawić) !! A z drugiej strony słyszę tylko tesksty o tym że za wcześnie na to żebym sie wyprowadzała, żeby brała ślub, że nic nie mamy, że zarabiamy grosze, że się pewnie z tej biedy rozstaniemy, no i że skoro chcemy być samodzielni to mamy sobie sami radzić. Dla mnie jedno zaprzecza drugiemu I z jednej strony rozumiem rodziców, że nie ufają mojemu M, nie muszą, wiadomo że może się zdarzyć jak oni mówią, nigdy nie mów nigdy, ale po co zakładać najgorszy scenariusz: nie bierzcie ślubu bo sie rozwiedziecie, nie wyprowadzaj sie do niego bo i tak cie wyrzuci, nie róbcie dzieci, bo będziecie żałować... itd. Żeby nie zapeszać powiem tylko że M może dostanie mieszkanie, co prawda całkkiem do remontu - który będziemy musieli zrobić sami, a nie mamygrosza - ale da się w nim jeszcze pomieszkać. Wiadomo ja też się zastanawiałam, on dostanie mieszkanie (może!!), będzie tylko jego własnością, i co będzie jak mu się odwidzi jak mu się znudze, jak przestanie kochać?? Ale skoro chce żebym z nim mieszkała, skoro mówi o ślubie... wiadomo nawet po ślubie mieszkanie będzie tylko jego, ale chyba to nie jest fakt nad którym będe rozpaczać, bo nie zakładamy z góry, że się rozejdziemy. On jest starszy kilka lat, już poważnie myśli o założeniu rodziny, to sprawił że zmieniłam zdanie - kiedyś wogóle nie chciałam mieć dzieci. To też nie jest tak że on mnie namawia, przymusza, bo on już ma potrzebę posiadania rodziny a ja mam się dostosować, razem to przemyśleliśmy, on mówi ze może zaczekać jeśli ja jeszcze nie chcę. Napewno wiele czasu minie zanim się 'dotrzemy', bo każde z nas ma swoje wady, ale też i zalety. Poza tym człowiek uczy i 'dorabia' się całe życie i nie uważam, że decydować się na rodziny mogą tylko ludzie bogaci, którzy już mają.

Odpowiedz
annas 2009-02-24 o godz. 20:14
0

Ja uwazam , że decyzja o dziecku to kazdego wylącznie indywidualna sprawa...I naprawde nikomu nic do tego..
Jezeli kobieta jest gotowa na dziecko w wieku 22 lat - czuje ze bardzo tego pragnie itp - to jest jej wybor - tak samo w wieku 30 jezeli uwaza ze teraz juz chcialaby maluszka - to czas dzialac
a takie okreslenie najlepszy wiek taki czy siaki - to moim zdaniem bez sensu. Wszyscy jestesmy rózni, inaczej "dorastamy" , kazdy na swoj sposob odbiera swiat i planuje wlasne zycie...
Ja wyszlam za maz w wieku 25 lat. Moj mąz ma tyle samo. Pracuje od 5 lat - poniewaz studiowalam wieczorowo, na zarobki nie mozemy absolutnie narzekac, Mamy wlasne w pelni umeblowane mieszkanie i kazde z nas wlasny samochod...Do pelni szczescia brakuje nam tego najwazniejszego...dzieciatka...o ktore walczymy juz 8 miesiecy...wszystko inne bym za to oddala....

Odpowiedz
meg26m 2009-02-24 o godz. 20:11
0

Fumciu szczerze mówiąc to uwazam, ze podejcie Twojego M jest najwłaściwsze. On ma racje - bo wszystko Wam się uda. Szkoda, ze Ty nie potrafisz też na to tak spojrzec. Pesymistom nie zyje sie najlepiej ale mam nadzieje, ze wkrótce zarazisz się od niego optymizmem. Jeśli zalezy ci na zdaniu rodziny to po prostu ich wysłuchaj i tyle. Ale nie zmieniaj swoich planów dla nich. Ja bym ich nie słuchała. Swoje 5 minut juz mieli. Teraz jest Wasz czas. Dążcie do swojego nawet maleńkimi kroczkami. Nawet zeby to mialo jeszcze troche potrwać. I uwierz, ze nie ma znaczenia ile masz lat - bo kazdy dojrzewa w inym wieku (no byleby nie 14). Jesli tylko finanse Wam na to pozwolą, jak troche odłozycie albo znajdziecie lepszą prace to realizujcie powoli swoje plany i nie pozwólcie nikomu w nie ingerować. A ludzie, którym na Was zalezy powinni uszanować Waszą decyzje.
Pisze tak bo jestem zwolenniczką wolności i niezaleznosci - powiedziałabym nawet, ze buntowniczka, ktora zawsze stawia na swoim i ma gdzieś tych, którzy mi przeszkadzaja. I dzieki temu niczego w zyciu nie załuje, nawet głupot które zrobiłam. Zrobiłabym je jeszcze raz!

Odpowiedz
Gość 2009-02-24 o godz. 19:54
0

Fumciu to faktycznie jest twoija i tylko twoja decyzja i twoje i tylko twoje zycie. Nie namawiam cie bys wbrew calej rodzinie wyprowadzila sie z domu i probowala wiazac koniec z koncem aby im cos udowodnic - bedzie to bardzo trudne dla ciebie i waszego zwiazku... moim zdaniem powinnas jeszcze raz szczerze porozmawiac z rodzina. powiedz ze potrzebujesz teraz ich wsparcia a nie "madrych rad". Jestes dorosla osoba i masz prawo decydowac o swoim losie czy im sie to podoba czy nie. Aspekt finansowy to oczywiscie "smycz" ktora ma cie zatrzymac w domu - powiedz ze tak wlasnie to odbierasz. W dzisiejszych czasach 21 to wcale nie jest za wczesnie by zaczac wspolne zycie (samodzielne zycie). Co do slubu i dzieci proponuje najpierw zamieszkac z twoim M, wdrazac plan stponiowo, zobaczyc jak wasze sprawy sie uloza. My potrzebowalismy okolo 2 lat aby "osiasc" po wyprowadzeniu sie z domu... wszystkie pieniadze na poczatku szly na mieszkanie, bo nie mielismy przeciez nic... Jak tylko odetchnelismy finansowo podjelismy decyzje o slubie, a zaraz potem o dziecku...

Odpowiedz
Reklama
Sarka J 2009-02-24 o godz. 19:44
0

Hmmm....no moje zdanie jest takie, że nigdy, ale to przenigdy nie ma odpowiedniego i idealnego momentu na dziecko, zawsze jest jeszcze coś, przecież ludzie i to wszysxcy dorabiają się całe życie, to co należy rodzic dzieci na ...emeryturze??? no sorry ale na to wychodzi bo wtedy jest się w kńcu "ustawionym" jak to się mówi, bo emeryturka wpływa co miesiąc i już nic tego nie zmieni...wię jak? hehe...no ak wychodzi z tych badań. Nie rozumiem tych co twierdza że młodzi tio powinni się sami urzadzic i w ogóle bez zadnej pomocy rodziców. To jest dla mnie chore. Kogo stac w tych czasach po studiach a nawet kilka lat po na kupno mieszkania, no popukac się w głowe puk puk...teraz jak nie dostaniesz w spadku, nie wieżmiesz kredytuu albo własnie jak rodzice i nie pomoga to KTO, no kto? bo nie wiem...chyba że napadniesz na bank...
Pewnie kiedyś każde młode małzeństwo dostawało po ślubie zakładowe mieszkanko i byli na swoim i do tego mieli prace, pewną gdzie na dodatek byli szanowani...hmmm no ale...ale czasy się zmieniły. Więc najlepiej w ogóle teraz nie zakładac rodziny, tak?
Ja mam 24 latka i od 1,5 roku jestem po ślubie. Mój mąż jest starszy 4 latai wcześniej skończył juz studia, teraz ma prace można powiedziec dobra pracę na czas nieokreślony..ale u prywaciarza i skad wiemy czy on z dnia na dzień nie zbankrutuje. Jak widac gdybac mozna bez końca.
Ja kończe studia w tym roku i nie mam żadnych dochodów. Zrezygnowałam z pracy i pare dni potem dowiedziałam się że będzie dzidzia. I co miałam się pociąc...skad byłam szcześliwa jak nigdy!!!
Może będzie te pare groszy mniej miesięcznie ale za to ile szcześcia i radopści więcej...w końcu jaki sesn ma ta praca, nauka, no po jak się odkłada decyzję o dziecku, przecież właśnie do tego każdy dąży. No może nie każdy, ale takich akurat osób osobiście mi źal, co dzieci nie chca i nie planują mają np. 27, 28,29 lat bo się nie wyszaleli i świata nie zwiedzili - światowcy za grosze...hi! Po prostu ich życie (oczywiście dla mnie) jest takie puste i mało wartościowe bo nie dostrzegaja właśnie najwaźniejszego. Widzą tylko sobotnie balety i najbliźsze wakacje z piwkiem w ręku...sory ale jakoś nie bardzo...
My się jeszcze wybawimy, najeździmy po świecie i to niekoniecznie z dzieckiem (ale po to się go chce i się je rodzi żeby miec je zawsze), albo właśnie z nimi na pewno te wakacje będa bogatsze i ciekawsze w nowe doświadczenia, wraźenia i nowe doświadczenia.
Dziecko to najwyzsza w życiu wartoś, radośc, miłośc....i nie warto zwlekac na jej przyjście do przysłowiowej 30-tki. To głupota i nic wiecej!

Odpowiedz
Gość 2009-02-24 o godz. 19:02
0

Przepraszam, ale wysłało mi się dwa razy, przez przypadek, stąd dwa takie same posty. Odpiszę tylko na ten jeden, bo chyba to bez sensu kopiować do każdego wątku.
Zapytałam Was o to, bo sama jestem w trudnej sytuacji. I prawdę mówiąc nie wiem czy czekać czy nie. I tu nawet nie chodzi głównie o dziecko, najpierw ślub i mieszkanie. Osoby z mojego najbliższego otoczenia są przeciwne abym brała ślub, a w efekcie rodziła dzieci w młodym wieku. Nie chodzi o mojego M, raczej o to że ślub to zmarnowanie sobie życia, zabawa w dorosłość, lepiej by było jakbym się jeszcze wyszumiała, zwiedziła świat, a nie wpakować się w samodzielne mieszkanie - oznacza to że będę gosposią, kurą domową - i w pieluchy.
I ja już nie wiem co będzie dla mnie dobre, zaczynam patrzeć na to wszystko oczami innych, np. podróże niezbyt mnie interesowały, wiadomo wyjazd na wakacje - tak, ale nic na siłe, i przeważnie był to wypoczynek bierny, leżenie na plaży od czasu do czasu wycieczka do miasta - teaz od tych wszystkich mądrych tekstów o tym że podróże kształcą i wykształcony człowiek musi podróżować, zaczynam się myśleć, że MUSZĘ podróżować, sama siebie do tego przekonuję, mimo że wcześniej mnie to specjalnie nie interesowało Podobnie jest ze wszystkim, o wielu rzeczach wcześniej nie myślałam, nie ciekawiły mnie, nie robiłam ich, a teraz zaczynam, wmawiając sobie że wszyscy chcą dla mnie dobrze i powinnam to robić :o I przestaję oddzielać własne plany i marzenia od marzeń i planów (co do mojego życia) innych osób, nie wiem co jest moje a co czyjeś. Jeśli podejmuję jakąś decyzję zastanawiam się czy to ja tego chcę czy działam pod wpływem presji - i prawdę mówiąc nie wiem, już nie wiem czego sama chcę. Może to był błąd że podzieliłam się z najbliższymi moimi planami na przyszłość, bo od tego momentu zaczęły się sugestie i takie mówienie że: to Ty zdecydujesz, ale ja na Twoim miejscu zrobiłbym/zrobiłabym tak czy siak. Ale zależy mi na opinii najbliższych i na ich akceptacji. Jest mi przykro że z jednej strony mówią że zaakceptują moje wybory, a z drugiej próbują mnie zniechęcić do ich dokonywania, jakby ustrzec i samemu podjąć za mnie wszytskie decyzje.
Czasami myślę że moje problemy są błahe i beznadziejne, że naprawde mam na wszystko jeszcze czas, że w wieku 21 lat jest się za młodym żeby podejmować rozsądne decyzje, których konsekwencje, jakie by nie były, będziemy ponosić do końca życia. Najgorsze jest że tak trudno zacząć, a przy takim sprzeciwie rodziny nie mamy nawet szans aby zamieszkać z nimi, musimy liczyć na siebie, nasze prace dają razem niecałe 1500 zł, a dodatkowo żadne z nas nie ma stałej umowy, mojemu M kończy się na zlecenie za 2 miesiące i nie ma pewności czy dostanie przedłużenie, ja nie jestem zarejestrowana, więc mogą mi podziękować w każdej chwili. Dodatkowo oboje studiujemy - on kończy dzienne, ja jestem na 2 roku zaocznych - płacą rodzice, choć staram się im pomagać. Nie stać nas na wynajęcie mieszkania, rodzice zapowiedzieli że jak się wyprowadzę będzie to oznaczało że jestem już samodzielna i przestaną płacić za szkołę. Mamy tak wiele planów i marzeń, i tak długą drogę do przebycia, i brak pewności czy uda nam się razem coś osiągnąć, jak na chwię obecną brak perspektyw. Niestety od dłuższego czasu nie mam już nadziei, żyję z dnia na dzień, co ma być to będzie, jestem straszną pesymistką w dodatku niecierpliwą która szybko się zniechęca, jestem zupełnym przeciwieństwem mojego M, który uważa że wszystko nam sie uda i to już nie bawem, nie mając nawet podstaw aby tak myśleć.

Odpowiedz
meg26m 2009-02-24 o godz. 16:38
0

Oboje z mężem mamy prawie 27 lat (choć jeszcze sporo czasu do tych urodzin), studia skończone ponad 2 lata temu (2002 rok), pracujemy - ja od 2 lat, mąż od półtora roku i oboje na czas nieokreślony. Mieszkanie mamy (co prawda 2 pokoje ale starczy), samochód tez. Jeśli chodzi o finanse to niby nasze płace nie są złe ale gdyby nie to, ze mąż ma jeszcze drugą prace (wieczorkiem na pół etatu) to mogłoby być ciężko. Mozemy tez liczyć na rodziców bo zawsze dadza jakies brakujące pieniążki, trudniej byłoby im pomóc przy dziecku bo sami pracują a ponadto teściowie nie mieszkają w Łodzi. Ale zawsze jakies wyjscie by sie przecież znalazło.
I co? Nie ma dzidziusia. Ślub był w kwietniu, starania zaczeliśmy w sierpniu i jak na razie się nie udaje.

Ale ja wierze, ze sie uda i nie ma sie co złościc na los. Trzeba sie z tym pogodzic i czekać. A juz na pewno nie mozna myśleć i sie buntować, ze biednym i złym ludziom dzieci się nie należą a bogatym i dobrym jak najbardziej. Nic bardziej błednego. To tylko my wprowadzamy taki podział a jak widać natura i Bóg pod tym wzgledem ludzi nie "segreguja". Dlatego staram sie nie pytać dlaczego nie mozemy miec dziecka mimo, ze dalibyśmy sobie rade a ci, których nie stac maja cała gromadkę. I może dlatego jakoś to znosze i nie jest mi z tym ciężko.

Odpowiedz
Gość 2009-02-24 o godz. 11:20
0

Witam .Ja również nie jestem w łatwej sytuacji.w zeszłym roku wzielismy ślub bo jesteśmy razem już 10-lat .Wiele razy planowaliśmy ślub ale zawsze były problemy z pieniążkami odkładaliśmy z roku na rok a to stracilo prace jedno z nas albo coś innego aż w końcu gdy już miałam dobrą prace poszłam do koscioła i zarezerwowałam date .byliśmy szczęsliwi bo ja mam 25 lat a mój mąż 27 i odrazu pomyśleliśmy o dzidzi ale niestety sraciłam prace nie mieliśmy grosza na ślub ale jakoś udało się pożyczyliśmy część a resztę dodatkowa praca.Teraz pracujemy razem planujemy naszą dzidzie mieszkamy u teśców mamy malutki pokoik ale wszeciesz wszystko jest możliwe i napewno znów nam się uda pozdrawiam

Odpowiedz
Gość 2009-02-24 o godz. 02:51
0

A my mamy prawie trzydziestkę, pracę na czas nieokreslony i bierzemy kredyt na mieszkanie. Też uważam podobnie jak raxneta, że teraz jest to bardzo dobry czas,bo wiem że mogę dziecku zapewnić godziwe warunki wychowania. Dla mnie rodzenie dzieci bez względu na waruki jest trochę egoistyczne. Jeżeli można mu zapewnić w miarę godziwe warunki- to jak najbardziej tak, bez względu na wiek. Instynkt macierzyński może pojawić się u niektórych wcześniej a u niektórych później.

Ja w zasadzie chciałam mieć dziecko od momentu kiedy się pobraliśmy, czyli ponad trzy lata temu, ale wtedy nie wiedziałam, czy my będziemy mieli pieniądze aby przeżyć kolejny miesiąc, więc powiedziałam, że poczekam trochę aż sytuacja się uztabilizuje. Teraz oboje jesteśmy gotowi na dziecko.

Odpowiedz
raxneta 2009-02-23 o godz. 23:22
0

My już mamy skończoną 30 w miarę stabilną pracę(na czas nieokreślony), mieszkanie spłacamy, samochód też dobry i wlaśnie stwierdziliśnmy, że nadszedł czas na dziecko. Mam nadzieję, że to jest dobra decyzja, bo nie wyobrażam sobie jak bym miała dziecko wcześniej :( . Z rodzicami mieszkałam w maleńkim mieszkanku (mam jeszcze młodszą siostrę) i gdzie tam jeszcze dziecko, nie mówiąc o mężu. Dlatego na ślub zdecydowaliśmy się późno (czerwiec 2003). W każdym razie jestem optymistyczną realistką....

Odpowiedz
Gość 2009-02-23 o godz. 21:43
0

Ja mam 28 lat i obecnie staramy się o drugie dziecko. Z pierwszym to była wpadka, ale ani troche nie żałuje że tak sie stało. Mamy kochaną córeczkę i nie wyobrażam sobie życia bez niej chociaz na początku było bardzo ciężko i ciąża pojawiła się w niezbyt dobrym momencie.

Byłam wtedy co prawda po studiach i pracowałam prawie rok i to na czas nieokreslony, ale akurat mieliśmy zwolnienia grupowe i trafiło miedzy innymi na mnie. Pracy szukałam 3 miesiące i miałam załatwioną pracę prawie na 100%. Rozmowa była za 2 dni, a mnie tknęło i zrobiłam test i bach 2 kreseczki, które pojawiły sie w ciągu sekundy, kupiłam 2 test i to samo. Byłam załamana, ślubu tez nie mieliśmy, nie było komu nam pomóc, bo mieszkamy z dala od rodziny. Pracy nie mogłam wziąć. Z jednej pensji zrobiliśmy małe wesele, później wszystko jakoś się toczyło. Mąż dostał podwyżkę i powoli wychodziliśmy na prostą.

I w listopadzie urodziła się Maja. Maż często wyjeżdżał, a ja sama musiałam sobie radzić. BYło naprawdę ciężko, najgorsze był I rok. Najpierw kolki, 5-6 godzin dziennie ciągłego płaczu, a ja byłam sama. Maja ryczała a ja dzwoniłam do męża i ryczałam jemu do słuchawki. Potem Maja chorowała, 3 razy leżałam z nią w szpitalu i też sama, koleżanki przynosiły mi potrzebne rzeczy do szpitala, bo ja nie mogłam się od niej oddalić ze szpitala, a mąż był w delegacjach.

Naprawde było mi ciężko i wcale nie byłam na to wszystko gotowa. Ale z perspektywy czasu niczego nie żałuję i ciesze sie każdym dniem z moją córeczką, a reszta sie jakoś sobie układa. Teraz od października chodzę na studium językowe 4x w tygodniu, i nie ma mnie przez 6 godzin dziennie. Więc mając dziecko dokształcam się, realizuję swoje cele, przy tym staramy sie o drugie dziecko i być może znowu czeka mnie podobna ciężka próba, bo z dwójką dzieci bez niczyjej pomocy, ale dam sobie radę, bo wg mnie dziecko to największy skarb dla którego chce się to wszystko robić i przezwyciężać wszelkie trudności.

Znam pary, które posiadanie dziecka odkładają, bo kariera, brak czasu, duze mieszkanie, imprezki, itp. I po 30 zaczynają się starać. Ale później nie jest juz to takie proste, bo stres w pracy, ciągły pęd, bieg, wiek i desperacja posiadania dziecka robią swoje.

I tak naprawdę na posiadanie dziecka nie da się tak w 100% przygotować i wszystkiego zaplanować bo życie wymyśla czasem różne scenariusze, na które nigdy się nie przygotujemy w 100%.

Wytarczy tylko naprawdę chcieć dziecka, mieć oczywiście jakies podstawy ( dwójka kochających sie ludzi, przynajmnie jeden stały dochód w rozsądnej wysokości oczywiście łatwiej jest mieć 2 dochody i jeszcze pomoc rodzicow, jakiś dach nad głową ) reszta sie jakoś ułozy, wystarczy tylko mocno tego chcieć i mieć kogoś dla kogo chce sie to wszystko robić.

Pozdrowionka :P



Odpowiedz
madelaine 2009-02-23 o godz. 21:07
0

paluszku my z mezem rowniez mamy umowy na czas okreslony ja na 3 lata , maz na 2 lata i mimo to rowniez sie zdyecydowalismy bo gdybym miala czekac az wszystko bedzie dopiete na ostatni guzik to dzidzie mialabym moze po 40 a ja tak nie chce. Z kasa to tak srednio bo mamy ok 1000 zl na osobe i sami utrzymujemy mieszkanko i autko i wogole. Ale jestem zadowolona z tego co mam bo inni maja gorzej i jakos sobie radza.
Najwazniejsze jest to ze MY chcemy dzidziusia a opinia innych mnie nie obchodzi, choc mam w rodzinie i takich ktorzy mowia ze nie ma co sie spieszyc bo to same obowiazki itp Wkurza mnie to. Albo niektorzy mowia mi ze najpierw studia i wogole a to przeciez moja sprawa czy uda mi sie wszystko pogodzic zreszta tu troszke pomoga nasze mamy. Ja teraz dopiero koncze licencjat i od pazdziernika zaczynam magisterke wiec ja dobrze pojdzie to na samym poczatku magisterki urodze lol o ile teraz zaciaze, a jak nie to w trakcie. Ale mysle ze i tak dalabym sobie rade , najwazniejsze to wsparcie drugiej polowki

Odpowiedz
Gość 2009-02-23 o godz. 15:45
0

Ja mam 23 lata a jak wychodziłam za mąż miałam zaledwie 20 lat, nie mieliśmy dobrej i stabilnej pracy - umowy na czas określony, mieszkaliśmy i nadal mieszkamy z teściami choć jest to zupełnie samodzielne mieszkanie z osobnym wejściem (2 pokoje, łazienka, kuchnia) na poddaszu i mamy małe autko, ale wlasne. Teraz pozmieniało się bo mąż ma stabilną, dobrą choć mało płatną pracę, plusem jest to, że na czas nieokreślony, ja mam dobrą pracę i podpisaną umowę na 3 lata choć zarobki niewielkie. Nie jest najgorzej możemy pozwolić sobie na różne wypady na imprezki, pizzę itp. Teraz remontujemy powolutku mieszkanko....myślę, że jest dobrze. Najgorsze, że nie mam jescze sprecyzowanych planów co do studiów, studiowałam przez rok filologię angielską ale to nie był ten kierunek a teraz jestem rozdarta bo nie wiem co chciałabym studiować a czas leci. Ja nie mam zamiaru rezygnować z marzeń=maleństwo tylko z tego wzgędu, że nie skończyłam studiów, zarobki nie są wypasione itp. Jesteśmy dorośli i damy sobie radę nawet bez pomocy rodziców wszystko da się zrobić tylko trzeba w to wierzyć.

Odpowiedz
Iweta 2009-02-23 o godz. 15:37
0

No a my zdecydowaliśmy się zaraz po ślubie na dzidziusia. Mielismy mieszkanie(rodzice męża nam zafundowali), pracę też oboje mamy wiec nie było na co czekać. Tylko najpierw chciałam zakończyć studia, bo byłam juz na ostatnim roku i pisałam własnie pracę magisterską. potem jak wszystko zaliczyłam pojechaliśmy nad morze i zaczęliśmy porzadnie działać w kierunku dzidzi. Tyle że narazie bez rezultatu.
Czyli staramy sie od sierpnia 2004, małzeństwem jesteśmy od kwietnia 2004.

Odpowiedz
madelaine 2009-02-23 o godz. 14:48
0

ja mam 23 latka i rowniez staramy sie o dzidzie, malzenstwem jestesmy od 1,5 roku. Studiuje i pracuje (maz tez pracuje - zarobki srednie) i jakos mnie to nie przeraza, mieszkami sami. Uwazam ze najwazniejsze jest to gdy poczujesz ze pragniesz tego malenstwa - i nie sie co zstanawiac poki nie jest za pozno. Kiedys tez myslalam ze najpierw wszystko urzadzimy itp a dopiero zaczniemy starania ale czs wszystko pozmienial: najpierw chcemy dzidzie a urzadzac bedziemy powoli. Trzeba myslec o tym zeby kiedys nie bylo za pozno i liczyc sie tylko z tym co my czujemy a nie co mysla inni - bo takto to dzieci bysmy mieli na zawolnie dla innych a nie dla nas

Odpowiedz
Gość 2009-02-23 o godz. 07:51
0

Hmm... Ciekawy temat. Ja mogę tylko powiedzieć ze swojej perspektywy.
Będąc na studiach wydawalo mi się, że mam wszystko zaplanowane: studia, szybka "kariera" = wysokie zarobki, okolo trzydziestki ślub i dziecko. Oczywiście nie myslałam nawet o wychowawczym, żeby pzypadkiem nie wypaść z obiegu.
Teraz myślę zupełnie inaczej i żałuję, że nie urodziłam dziecka na studiach, bo już wtedy byliśmy z moim mężem razem.
Oczywiście mamy mieszkanie (już drugie, ale pierwsze z pomocą rodziców) i dobrze zarabiamy, ale mam prawie 30 lat i nie mam upragnionego dziecka. Jak już w końcu zaszłam w ciążę, to poroniłam, a teraz nie wiem czy się uda przy kolejnej próbie.
W dniu dzisiejszym wiem, że gdybym urodziła dziecko na studiach miałabym moją upragnioną dzidzię i niczego by to nie zmieniło. Jestem pewna, że skończyłabym studia z takim samym wynikiem i znalazłabym pracę. W życiu zawodowym mojego męża dziecko nie zmieniłoby nic.
Także żałuję, że tak długo czekałam z decyzją o dziecku.
Pozdrawiam :)

Odpowiedz
Odpowiedz na pytanie