Żona Witolda Pyrkosza opowiedziała o śmierci aktora: "Przez tydzień nie miał świadomości. Nie było z nim już kontaktu"

Żona Witolda Pyrkosza opowiedziała o śmierci aktora: "Przez tydzień nie miał świadomości. Nie było z nim już kontaktu"

Rodzina, przyjaciele i świat filmowy żegna Witolda Pyrkosza. Aktor zmarł w sobotę, 22 kwietnia, o 9 rano. Główna scenarzystka serialu "M jak miłość" Ilona Łepkowska jako pierwsza wyjawiła, że 90-letni aktor od pewnego czasu był ciężko chory i leżał w szpitalu. O złym stanie artysty wiedziała także jego serialowa żona Teresa Lipowska, która mówiła o ich ostatnim kontakcie w poniedziałkowym wydaniu "Pytania na śniadanie".

Reklama

Po raz pierwszy na temat choroby i ostatnich dni życia Witolda Pyrkosza zdecydowała się opowiedzieć żona aktora Krystyna Pyrkosz (71 l.). W rozmowie z "Super Expressem" wyznała, że mąż przez trzy ostatnie tygodnie przebywał w szpitalu, gdzie dramatycznie walczył o życie. Aktor trafił tam z powodu zapalenia płuc. W tym czasie aż dwa razy jego serce przestawało pracować, aż w końcu nastąpił śmiertelny udar.

Tak wdowa po artyście wspomina dzień, w którym mąż trafił do szpitala.

Po prostu dostał zapalenia płuc. Pojechał do szpitala, leżał na OIOM-ie przez trzy tygodnie i trzy dni. Pojechał z zapaleniem płuc, a w szpitalu miał dwa razy zatrzymanie akcji serca. Jeszcze był świadom i wtedy nagle dostał udaru... To była kropka nad i. Przez tydzień nie miał świadomości. Nie było z nim już kontaktu. Lekarze rozmawiali ze mną, wiedziałam, co się stanie... - zdradziła Krystyna Pyrkosz.

Żona aktora była przygotowana na najczarniejszy scenariusz, lecz nie było jej przy łóżku męża, gdy umierał.

Taki miałam poranek, że dostałam telefon ze szpitala. Nie było mnie przy nim. Ale z mężem już nie było kontaktu.

W rozmowie z "Super Expressem" Krystyna Pyrkosz przyznała, że śmierć męża bardzo ją przytłoczyła. Musi teraz sama zająć się domem, ogrodem, pięcioma psami i pięcioma kotami, ale to dla niej nic strasznego, bo - jak sama przyznaje - mając w domu artystę, zawsze wszystko było na jej głowie.

Ja byłam samodzielną kobietą przez całe życie. No, ktoś to musiał ciągnąć wszystko - od spraw organizacyjnych do życiowych. Wszystko było na mojej głowie, bo miałam artystę w domu. Zawsze dawałam sobie radę, a teraz się rozsypałam... Ale będzie dobrze, nie ma innej opcji, choć już niestety nie ma mi kto mówić: "będzie dobrze". Nie wiem... Nie wiem, czy mnie szlag nie trafi. Każde serce ma jakąś wytrzymałość. Choć mąż powtarzał, że ma serce jak dzwon, prawda? - mówi w wywiadzie wdowa po Witoldzie Pyrkoszu.

Pogrzeb aktora odbędzie się w piątek w Górze Kalwarii. Tam też spocznie jego ciało.

Źródło: mwmedia
Reklama
Reklama